Nie będę używał wulgaryzmów bo moderator wywali moją wypowiedź a będzie ku przestrodze.
Jak można z takiego dzieła zrobić film muzyczny, co za debilny pomysł. Crow i Jackman
śpiewający ? Przecież oni nie mają pojęcia o wyobrażeniu .... Ktoś pomyślał, że jak zagrają
takie tuzy, to film "sam się zagra" PORAŻKA. Widziałem chyba dwie lub trzy adaptacje,
wszystkie świetne. Poszedłem w ciemno, będzie uczta duchowa. Nawet przez myśl mi nie
przeszło że jakiś skrajny idiota zrobi z tego film muzyczny, powinien dostać malinę, żabę czy
jakąś inną "nagrodę" za swoje "dzieło". Już właściwie w 5 minucie można było wyjść z kina, ale
że bardzo szanuję to dzieło (książkę) dałem temu czemuś szanse - wytrzymałem 23 minuty.
Zmarnowałem 22 PLN i godzinę z życia. Aktorzy nie umiejący śpiewać, wszystko spłycone - no
bo nie wszystko drogi rezyseze (celowo z błędami) da się zaśpiewać ... Jeśli widzieliście
poprzednie adaptacje, nie daj Bóg czytaliście książkę (notabene polecam) NIE IDŹCIE NA FILM
!!! - sorry kicz ....
Tak nie czepiając się samej wypowiedzi, szanując cudze gusta- poszedłeś z myślą, że oglądasz adaptację powieści Hugo? Bo film był przeniesieniem na ekran musicalu westendowskiego...
Już żałuję, że wchodzę w polemikę, ale ok. Tak, nie słyszałem, podobnie jak o wielu milionach innych rzeczy i podobnie jak Ty nie słyszałaś o milionach rzeczy, ale nie ważne. Chodziło mi o samo "dzieło", jest to żenująca chała i tyle. Chadzam do opery, operetki, teatru i widziałem kilkadziesiąt filmów muzycznych, więc MAM PRAWO, wyrazić swoje niezadowolenioe z tego gówna. Kropka. Acha i nie przeczytałem tylko Hugo i nigdzie nie napisałem że jestem z jej powodu uduchowiony - są znacznie lepsze książki - jakieś kłopoty z czytaniem. Teraz kropka.
Semira1, chyba oszalałaś, skoro porównujesz Hugo z Grocholą.
Czy czytałaś w ogóle cokolwiek Hugo i ile wtedy miałaś lat, jeśli tak? Przepraszam, że tak ad personam, ale nie mogę uwierzyć, że ktokolwiek mógł poczynić takie porównanie.
ja też, zwłaszcza, że taką Grocholę pewnie można pochłonąć w jeden wieczór, a ja nie wyobrażam sobie, żeby w kilka dni przyswoić dobrze Nędzników czy Katedrę Najświętszej Marii Panny w Paryżu - i nie chodzi tutaj o objętość a raczej o styl, problematykę... jej, no ok, można przeczytać wszystko co się chce, pytanie tylko, ile się z tego zrozumie
ja się zawiodłam na filmie... niestety; musical o wiele lepszy (nie mówię o romie rzecz jasna, która miała fatalne tłumaczenie), poza tym od tylu tygodni ludzie tu zawodzą, jak to przepłakali cały film - to chyba tylko dlatego, że kompletnie wcześniej nie znali Nędzników i nie wiedzieli o co w nich chodzi - mnie osobiscie poruszyła tylko scena przypięcia odznaki Gavrochowi przez Javierta
No tak, fakt, ze masz problemy z przyswojeniem robi z ksiazki wielka literature :))) Niezly wyznacznik.
doprawdy jestem ciekawa, ile książek Hugo w zyciu przeczytalas i skąd przypuszczenie, że ja miałam jakiekolwiek problem, skoro pisalam o ogóle ludzi, którzy na co dzień czytają szmir y typu grochola, swoją drogą współczuję, że ją czytujesz, bo ja nie byłam w stanie przeczytać ani jednego rozdziału jej dzieł - szkoda czasu na plebejskie rozrywki
Sama napisalas, ze potrzebowalas czasu, zeby to przyswoic. Mnie to weszlo jak maselko, bo to dobra technicznie proza. Czytalam wszystkie, nie bylo ich tak duzo. Zreszta duzo czytam. Taka praca poniekad. I niczego nie uwazam za, hmmmm, plebejskie... Zawsze mi sie wydawalo, ze kulturalny czlowiek powinien znac wszystko, zwlaszcza zanim skrytykuje.
Nawiasem mowiac wcale mi sie Grochola nie podobala, Hugo juz bardziej, ale tez bez specjalnych fajerwerkow. A juz na pewno nie uwazam sie za kogos lepszego z tego powodu, ze przeczytalam w zyciu kilka ksiazek. No moze wiecej niz kilka. Kiedys dawno temu uwazalam, ze ogladanie li tylko Pasolliniego, Felinniego, Bergmana, Kurosawy swiadczy o tym, ze jestem mniej plebejska, a bardziej wartosciowa. No coz, odkrylam, ze jestem jedynie pretensjonalna. I zaczelam sie przyznawac, ze ubawilam sie na Hansel i Gretel, choc to niewiarygodnie glupie. Zycze przejrzenia na oczy. Jestes bardziej plebejska nic kibol, bo przynajmniej wiedzac na czym ten podzial polega, nadal nie wiesz co to tak naprawde znaczy...
Niech pomysle, pierwszy raz czytalam to majac jakies 14 lat, tak na oko. Drugi raz na studiach, bo to bylo studium walki niepodleglosciowej, idiotyzm totalny. Dam glowe, ze jeszcze raz, ale nie pamietam kiedy. To teraz ci sie wydaje, ze to wieksza literatura. Hugo w swoich czasach byl popularny jak Grochola, nie byl klasykiem, byl po prostu relatywnie popularny pisarzem. Ja wiem, ze nie miesci wam sie to w glowie, co mnie osobiscie smieszy, ale fakt, ze teraz jest Nedznicy sa dzielem klasycznym, nie znaczy, ze kiedys byla to uber wielka literatura. Dotykala innych problemow, ale i spoleczenstwo bylo inne.
Przy czym nie porownuje tutaj warsztatu.
Porównujesz Hugo do Grocholi ze względu na popularność? :D
A że tematyka poważniejsza i warsztat bez porównania lepszy, to furda? :D
Chętnie się dowiem, co uważasz za głębię prozy.
Jasne, dzisiaj w ogóle nie ma poważnych problemów :D Kiepskie romanse zwierciadłem rzeczywistości w większym stopniu niż np. Arundhati Roy :D
Co uwazam za glebie prozy? Po pierwsze nie to, co trzeba za glebokie uwazac. A po drugie to o ktory wiek pytasz?
A czym rozni sie popularnosc Grocholi od Hugo? Tematyka powazniejsza, znaczy dzielo bardziej wartosciowe? Dobre : ))))
Jeżeli ktoś wartość książki ocenia po popularności, a nie po treści to sory, ale to ty jesteś "dobra" Idąc tym tropem wg twojego mniemania książki takiej Cichopkowej czy Ibisza są dużo lepsze od takiego Hugo czy innego mniej lub bardziej znanego klasyka, bo dzisiaj więcej osób je czyta, heh może i Grochola u niektórych mniej wymagających osób jest popularna, ale to nie świadczy jeszcze o wartościowości jej książek - już wolę książkę kucharską poczytać na pewno dużo bardziej wartościowa, w niektórych momentach można ją postawić ponad wieloma klasykami :D
Nie znam ksiazek Cichopkowej, wiec sie nie wypowiem. Ani Ibisza, ale za to znam samego Ibisza, szczegolny czlowiek.
Nie chce po raz piedziesiaty tlumaczyc zaleznosci popularnosc wczoraj i dzis. Jak dla mnie mozecie sie dowolnie nadymac tym, ze wolicie Hugo od Grocholi, moze u cioci na imieninach wszystkim tym zaimponujecie. Znawcy literatury was zwyczajnei wysmieja. Nie dlatego, ze nie doceniaja Hugo, tylko dlatego ze doceniaja fenomen literatury popularnej kazdych czasow. Wcale bym sie nie smiala, gdyby sie okazalo, ze za 100 lat Grochola to bedzie klasyk, tak jak dzisiaj ta badziewna do bolu Rodziewiczowna. I wtedy tacy jak wy beda sie nadymali, bo znaja i doceniaja Grochole. Szkoda, ze tego nie dozyje :))))
Pewnie jak wam powiem, ze Mozart gral do kotleta, zejdziecie z wrazenia, nie? A gral i to wiadomo nie tylko z filmu.
Ty cały czas nawiązujesz do czegoś tak mało znaczącego jak popularność, nawet jeżeli patrząc z perspektywy czasu, to chyba nie wiesz jak popularny był Hugo w swoich czasach, wtedy gdy nie było mediów tak jak dzisiaj rozwiniętych przewyższał po stokroć popularnością dzisiejszą Grochole, która może promować się jak tylko chce. heh za 100 lat o Grocholi będą wiedzieli nieliczni, a Hugo dalej będzie światowym klasykiem, o ile czytanie całkiem nie odejdzie do lamusa. Poza tym cały czas zapominasz o treści, ja po przeczytaniu powieści Wiktora Hugo czuję się lepszym człowiekiem, a co masz po przeczytaniu Grocholi, starasz się zwrócić uwagę na czasy w których pisali i dostosowanie ich do tych dzieł, tylko że dzieła Hugo mimo że pisane tyle lat temu w zupełnie innej rzeczywistości dzisiaj dalej są aktualne. A apropo nadymania, to tylko ktoś kto nie zrozumiał twórczości Hugo mógłby się nadymać, co jak co Pokory to on umiał nauczyć, nie wiem może skrócone wersje Jego dzieł czytałaś z pominięciem wszystkich dygresji bez których książki tracą na głębi.
Nie wiem jak teraz, pewnie to się zdewaluowało, ale za moich czasów, żeby skończyć studia pokrewne studiom "literackim" nie wystarczyło przeczytać opracowanie, zatem przeczytałam całość. I zrozumiałam, z tym że z czasem zrozumiałam jeszcze bardziej. Zeszłam z piedestałku, który sobie wybudowałam i odkryłam, że i Baldwin i Forster potrafią cieszyć. Szczerze życzę, bo dopiero wtedy poczujesz literaturę. Że nawet "Harlequin" ma wartość, jeżeli komuś to czytanie sprawia przyjemność. A fakt, że mnie się to nie podoba, paw mi się na to zbiera i mnie nudzi nie oznacza, że należy tego zakazać. Bo to jest DLA LUDZI, a nie dla wybrańców. Albo tych, którzy się za wybrańców uważają. Innymi słowy nie to ładne co ładne, tylko to co się komu podoba.
I nigdy nie mów nigdy, bo historia bywa kapryśna. Szekspirowi wróżyli zapomnienie szybkie i niesławę rychłą. Bo był badziewny i zbierał poklask u... pospólstwa. I co?
Nie wiem jak w życiu, ale tutaj jakoś pokory ani troszkę nie pokazujesz... Może przeczytaj jeszcze kilka razy tych Nędzników? Zobacz, jak odnosisz się do tych, którym taka Grochola się podoba. Dlaczego z taką pogardą? A oni nie czują Nędzników i dlaczego są od ciebie gorsi? Na przykład moja serdeczna przyjaciółka ją bardzo lubi, a na co dzień jest profesorem literatury angielskiej i w dyspucie o literaturze zjadłaby cię pewnie na śniadanie i soczkiem popiła.
Nie chodziło mi o fakt, że opracowanie przeczytałaś, a o to że niektóre wydawnictwa pozwoliły sobie wydawać skrócone wersje znanych dzieł (np. Iskry) nie informując o tym. Co do piedestału to nigdy siebie tam nie umieszczałem inne dzieła dużo lżejsze mnie także cieszą. Nie wiem gdzie wyszukałaś się tej pogardy, nigdzie nie było moim zamiarem poniżania nikogo, ja osobiście nie widzę jej, jeśli ty ją dostrzegasz to może jest to mała nadinterpretacja. Jedynie cały czas twierdziłem że Hugo stoi wyżej od Grocholi, nigdzie nikogo nie obrażałem, to że uznałem że Grochola mniej wymaga od czytelnika niż Hugo nie jest chyba dla nikogo obrazą.
Nie uważam się za wielkiego znawce literatury, jedynie staram się być dobrym człowiekiem i taka literatura jak Nędznicy do mnie przemawia, po za tym manipulujesz w swoich słowach zakładając że uważam kogoś za osobę gorszą. Nie wątpię że twoja przyjaciółka w dyspucie o literaturze by mnie zjadła, chociaż muszę powiedzieć, fakt że ktoś jest profesorem dla mnie nie ma aż takiego znaczenia, bo nie raz człowiek, któremu w życiu się nie udało i został bezdomnym swoją osobowością może profesora przewyższać. cytując Hugo "Dla nas zaś w historii, gdzie dobroć jest rzadkim klejnotem, człowiek dobry ma chyba pierwszeństwo przed człowiekiem wielkim." W ogóle chwalenie się stopniami naukowymi uważam za próżność, to z osobowości człowiek powinien być dumny, nie ze swoich osiągnięć.
Widać że masz niejakie pojęcie o literaturze, pewnie więcej niż ja przeczytałaś, chociaż widzę także że inne aspekty w literaturze Ciebie interesują niż mnie. Nie chcę dalej kontynuować prywatnych rozmów w wątku o filmie, który tak jak i ty uważam za dość dobry.
I znowu wraca to, że Nędznicy są dziełem ciężkim. Nie są. To jak np. Trylogia Sienkiewicza troszkę awanturnicza opowieść, lekka w odbiorze ogólnym, choć przygnębiająca prawdą o ówczesnym świecie. On niczego nie wymaga, to opowieść o codzienności. Innej codzienności.
I dlaczego Hugo stoi wyżej od Grocholi, do diaska. Kto jest władny dzielić ludzi na tych, którzy czytali Nędzników, ale za to nie przeczytali wcale Grocholi, bo to g... i z tego powodu są lepsi i ten plebs, który Grochole łyknął, a Nędzników nie chce. Nawet nie to, że się nie zgadzam, po prostu pytam, czy oceniasz ich i wartościujesz z powodu tematyki i czasu, kiedy powieść powstała? Tematycznie znacznie poważniejsza, ale w końcu jakie czasy, taki problem.
Profesor może być głupszy życiowo od pijaczka pod budką z piwem, ale w zakresie swojej działki jest lepszy od każdego laika.
Nie wiem na ile Nędznicy są dziełem ciężkim, na ile lekkim i na jakiej podstawie się to ocenia, jeżeli przyjąć, że ocena zależy od łatwości czytania - to nie są, mi osobiście bardzo dobrze się czytało powieści Hugo od tych z lat najmłodszych: Hana z Islandii do tych ostatnich: rok 93, ale jeżeli ocenę ciężkości dzieła uznamy poprzez tematy poruszane przez autora to już bardziej można podpiąć pod literaturę ambitniejszą, (nie koniecznie "ciężką" bo za taką uważam tylko to co mi osobiście ciężko się czyta) jeżeli w trakcie lub po przeczytaniu zaczynam się zastanawiać nad jakimś tematem, to uważam książkę za dobrą, wiadomo inaczej rzecz się ma do dzieł typowo przygodowych (lżejszych tematycznie) służących raczej rozrywce, tutaj można doczepić się tylko fabuły i ew. warsztatu i na podstawie tego oceniać książkę na lepszą bądź gorszą, . Nie chcę by wyszło że gloryfikuję w jakiś sposób Wiktora Hugo, wiem że Nędznikom można także wiele zarzucić, nierealistyczne postacie, chociażby mało wiarygodny Valjean, wykreowany na zbyt idealnego by mógł być prawdziwy, widoczny podział na białe i czarne, i parę innych. Na temat Trylogii Sienkiewicza nie będę się wypowiadał, za bardzo lubię historię tamtych czasów by być obiektywnym w tej kwestii.
Przeanalizuje jeszcze raz swoje wypowiedzi by sprawdzić czy gdziekolwiek użyłem jakiegokolwiek sformułowania które mogłoby sprawić, że tak nawiązujesz do tego dzielenia na ludzi lepszych i gorszych - nie znalazłem, delikatne opinie na temat książek tak, ale nie na temat czytelników. Często zdarzało mi się pracować z ludźmi niepełnosprawnymi, w tym także niepełnosprawnymi umysłowo, którzy nawet nie są w stanie utrzymać książki nie mówiąc już o czytaniu ich. Nie rozumiem możliwości wartościowania człowieka na takiej podstawie że ten co coś tam przeczytał to jest kimś bardziej wartościowym niż ten co nie przeczytał, jednemu sumienie samo podpowie jak ma się zachowywać inny potrzebuje bodźca np. książkowego. Jeżeli chodzi jednak o ocenianie, to żeby być uczciwym wobec samego siebie, nie rozumiem i krytykuję ludzi którzy mając możliwość rozwijać się, np. czytając różne książki rezygnują z tej możliwości i popadają we wtórny analfabetyzm, w takim przypadku oceniam człowieka, nie przez pryzmat kogoś mniej wartościowego, co po prostu głupiego, albo łagodniej mówiąc niedojrzałego, w tymże nikogo plebsem nie nazywam.
A czemu uważam że Hugo stoi wyżej od Grocholi, może duży wpływ na moją ocenę ma właśnie ta tematyka, twierdzisz jakie czasy taki problem, czy dzisiaj problem wykluczenia społecznego zniknął, podziału na warstwy społeczne także, dzisiaj jest jeszcze większa ignorancja społeczeństwa, w jakimś stopniu media na to wpłynęły jak coś jest na porządku dziennym to się człowiek nad tym nie zastanawia, jedynie konsumuje informacje i właśnie dlatego uważam że książki, dzięki którym można otworzyć oczy na drugiego człowieka są ważniejsze niż opowiastka o życiu Pani Grocholi czy o historii kobiety która została porzucona przez męża, nawiązując do różnych związków które się prześlizgują przez Jej powieści, to czy gdyby obie strony tych związków zastosowały się do tych prostych prawd zawartych np. w Nędznikach dalej byłby temat na powieść?
Nawiąże jeszcze do Zielonych drzwi i jej wzmiankach na temat pracy w szpitalu i walki z rakiem. Zgadzam się że potrzebne są powieści mówiące Raku czy innych chorobach, ale bardziej dla osób zdrowych niż tych chorych, osoba chora nie chce już słyszeć nic na temat swojej choroby, ona zna to zagadnienie na pamięć, wolałaby zapomnieć, wszędzie wszyscy tylko o tym mówią. Sam może kiedyś także napiszę coś na temat tego jak wygląda od wewnątrz praca z ludźmi chorymi. Nie mogę zarzucić braku jej pewnej szczerości czy prostoty w powieściach, ale warsztatem do Wiktora Hugo jej daleko, tak można powiedzieć inne czasy inny warsztat dostosowany do czasów, ale dlaczego trzeba wszystko uproszczać pod człowieka, a nie w drugą stronę, odbiorcy kazać się rozwijać poprzez książkę.
Co do profesora, stwierdzenie że ktoś kto zdobywał wiedzę w jakiejś dziedzinie jest lepszy od laika w tejże dziedzinie, trochę taka oczywistość oczywista nie sądzisz. W ostatniej wypowiedzi, może z powodu formy całokształtu Twoich wypowiedzi doszukałem się akcentowania tejże profesury przez co chciałem przytrzeć nosa pewnemu stereotypowi, autorytetowi człowieka teoretycznie wykształconego.
Tak jeszcze doczepie się tej 23 minuty filmu, z jednym się zgodzę, moim zdaniem moment ok tej 23-25 min muzycznie można by uznać za najsłabszy, te ~10 sekund później jest już lepiej :D
Pozwolę sobie na przyłączenie się do tej rozmowy. Mam nadzieję że nie będziecie miały mi tego za złe. W dużej mierze semira1 ma jednak rację choć i jej części nie można odebrać Soliloquium. Bynajmniej nie zamierzam polemizować. Ten sam tekst czytany przez 10 osób, każda ma prawo odebrać inaczej. Czasem nawet coś co można by określić "szczytem grafomani" przepuszczone przez pryzmat osobistych doświadczeń i odebrane przez okulary własnej empatii może być twórcze, piękne, bawić, przerażać, intrygować, zachęcać do myślenia i zmieniać rzeczywistość. Bo nie ważne co czytamy tylko jak czytamy. Nie odbierajmy ludziom czynu wzniosłych idei a romantykom miłości. Bo tyle treści na kartach ile nas i naszej wyobraźni a krytyka to podłą hydra często szydząca z tych co próbują bo sama nie potrafi :)
Jeden tylko kamyczek chciał bym wrzucić semira1 do twojego ogródka. Ne obraź się bo to tylko wolna myśl wiercąca mi się w głowie podczas czytania. Piszesz iż udało Ci się zejść z piedestału i powiedzmy nabrać pokory. Przeczytałem z uwagą to co napisałaś i nasunęła mi się refleksja, że nie wystarczy sobie tego tylko wmawiać. Moim zdaniem warto się nad tym pochylić.
A tak w stosunku do filmu bo o tym tak na prawdę tu powinniśmy rozmawiać, to w przeciwieństwie do pań uważam, że był słaby. Nie zły ale słaby. Jak na tak duże zaangażowanie środków nie porywał a miejscami wręcz był nudnawy. Poza dobrym początkiem, zawsze brakowało jakiegoś elementu. Choć scenografia i muzyka były bez zarzutu to mam wrażenie, że aktorzy nie do końca się w tym odnaleźli. Jak dla mnie nie byli szczerzy. Jak by skupili się wyłącznie na śpiewie zapominając o tym że cała reszta ich też gra. Jedynie Hugh Jackman się obronił. Niestety to nie pomogło żeby rozpacz przekonywała, miłość była gorąca a idee porywały. Ot warto było zobaczyć bo nie często takie pozycje pojawiają się w repertuarze i jet tu bez wątpienia kilka dobrych elementów ale nie ma sobie co za wiele obiecywać. takie 5/10
Nie mówiłam, że nabrałam pokory całkowitej :) Tylko w ramach szanowania tego co się ludziom podoba.
Co do filmu, to z wyjątkiem Cosette i Mariusa, którzy mi się okropnie nie podobali, to cała reszta naprawdę mi pasowała idealnie. Zwłaszcza jestem Crowe'm zachwycona.
Masz rację. Aczkolwiek dodałbym jedno istotne zdanie. Można lubić różnej jakości rzeczy, także te słabe, odtwórcze czy wręcz kiczowate. Jedynym warunkiem jest jednak to by pamiętać o fakcie, że taka rzecz ma niską wartość. Najlepiej oddzielić przyjemność od jakości dzieła albowiem często przyjemność sprawiają dzieła o wątpliwej jakości, a ambitna awangarda przyprawia o mdłości. Nie można lubić wszystkiego co dobre i gardzić wszystkim co dobrym nie jest.
Otóż to, tym bardziej, że dobre to pojęcie ulotne. Bo mogłoby się okazać, że Grochola ze swoim zgrabnym warsztatem (a takowy ma, nie to, że wyjątkowy, że rewelacyjny, naprawdę nie przepadam za nią), gdyby dostała w ręce opowieść z fabuła Nędzników, ujęłaby to w lepszy sposób niż Hugo. Podkreślam: MOGŁOBY się okazać.
Jestes pewna ze czytałas książkę a nie streszczenie? Jakoś niepotrafie sobie wyobrazić ze ktoś kto czytał książkę 3 razy dochodzi do takich wniosków jak Ty.
Każdy człowiek jest szczególny, a tak czytając ta dyskusje trochę na wyrywki mam wrażenie , ze z zamiast zejść z piedestalu - piedestal zmienilas.
Jeśli uważasz, ze wykształcenie jest równoważne kulturze (może, ale nie musi), a dobrze zbilansowany obiad od mistrza kuchni jest tyle samo wart co frytki z Mac Donalda, bo niektórzy wolą je bardziej, to nie mam pytań.
Ludzie, jak i psy, lubią od czasu do czasu potraktować się czymś ze śmietnika i to normalne, ale jeśli to wg Ciebie dowód na to, że śmietnikowe jedzenie - czy to dla ciała, czy dla głowy jest tyle samo warte... Cóż. Nie pomoże zasłanianie się przyjaciółką po filologii, pracą środowisku wydawniczym i znajomością z Ibiszem :D :D :D
Wartości, poza rozwiązaniami artystycznymi, są jednym z wyznaczników sztuki. Bez wartości pozostaje tylko lekkostrawna papka, jeśli jest dobrze zrobiona, będzie atrakcyjna. I proszę nie imputować wyższości wobec prostych ludzi na tej podstawie, że nie nazwę "Hansel i Gretchen..." arcydziełem. Ty zresztą też nie - zastanów się dlaczego. Czym innym są dzieła pop, przy których zmęczony człowiek ma WYŁĄCZYĆ mózg i cieszyć się wrażeniami, a czym innym takie, które mają procesy wyższe uruchomić - na pewno znasz górę piramidy Maslowa - nawet wbrew woli właściciela mózgu.
Nie wiem, kto to powiedział, ale zgadzam się z tą myślą: "Art should comfort the disturbed and disturb the comfortable".
Polecam "Edukcję Rity" zamiast zachwytów nad plebejskimi gustami :P Tam są bardzo dobrze pokazane momenty, w których bohaterka doznaje poczucia smutku i braku, bo zwykłe rozrywki przeznaczone dla jej klasy jej nie wystarczają, a nawet zaczynają w jakiś sposób unieszczęśliwiać.
Muszę się zgodzić z niektórymi przedmówcami. Grochola - Hugo, to stanowczo złe porównanie. A propos filmu - powinien wzbudzać według mnie dużo więcej emocji, a był tylko ckliwy i pełen portretów.
Brawo, masz 40 lat, a wyzywasz reżysera od idiotów, jak gimnazjalista. Obrażasz też swoją wypowiedzią tych wszystkich, którzy nagrodzili (i jeszcze nagrodzą) ten film. Tobie się nie podobał i krytykujesz wszystko wkoło, ale nie swój gust. Jak widzę interpunkcję i błędy w Twojej pisowni, to zaczynam powątpiewać, czy miałeś kiedykolwiek do czynienia z tak rozległą powieścią.
Jakież te błędy, może nie rozumiesz niektórych słów, chętnie wytłumacze, to po pierwsze. Po drugie, jeśli uważasz, że danie komuś Oskara oznacza już że film jest dobry, to bardzo gratuluje. Nie mam czasu wymieniać gówien ... z Oskarami na koncie oczywiście w drugą stronę też. Dla wyjaśnienia: Nie dostał Oskara a jest dobry. Ponadto, mam prawo nazwać kolesia idiotą, tak po prostu, moje prawo, podparte obejrzeniem n-filmów. I na zakończenie, jeśli ilość przecinków i kropek to jedyne do czego sie przyczepiłeś, to znaczy... że mam racje :) I tą konkluzją kończe wypowiedż, bo mój czas jest zbyt cenny ... Mam nadzieję, że ilość kropek i przecinków Cię satysfakcjonuje a złożoność zdań Cię nie przerosła.
"Jakież te błędy, może nie rozumiesz niektórych słów, chętnie wytłumacze, to po pierwsze."
Kto pisał to zdanie, Twój 12-letni syn?
Kolejna osoba, która myśli, że jak użyje się słów "nagroda filmowa", to od razu równa się Oskar. Jest wiele innych nagród filmowych.
Widzę też, że jesteś jedną z tych osób, które uległy modzie na hejtowanie nagród Amerykańskie Akademii Filmowej.
Zdradzę Ci pewną tajemnicę: Filmy, które otrzymały Oskara dla najlepszego filmu, są w większości znakomite i nic na to nie poradzisz. A bezmyślne krytykowanie tych nagród bez własnego zdania, raczej chluby nie przynosi.
Zdradzę Ci kolejną tajemnicę: Nigdzie nie napisałem o żadnych Oskarach.
I jeszcze jeden sekret: Nie potrafisz czytać ze zrozumieniem i stąd Twój post o "Oskarach", w którym zwyczajniej odpłynąłeś w siną dal.
I ostatnia: Jak na razie nie umotywowałeś swojej opinii o filmie. Rzucasz tylko słowami "idiota", "gówno" itd.
Bla bla bla sranie w banie, banały powielasz chłoptasiu, neon wyraził swoja opinię a ja po części się z nią zgadzam, każdy ma do święte prawo do krytyki, a Ty starasz się go zdyskredytować tylko dlatego, że jasno i klarownie wyraził swoją opinię. A w jaki sposób zrobić to najłatwiej? Wytykając mało istotne błędy w interpunkcji, żeby ośmieszyć potencjalnego przeciwnika w dyskusji. Żałosny chwyt stosowany właśnie przez Tobie podobnych obszczymurów.
Poza tym jeśli uważasz, że większość filmów z nagrodą Oscara było 'znakomitych' to znaczy tylko, że żyjesz iluzją nagród Akademii i należysz do grona zaślepionych nieomylnością tejże szanownej instytucji. Otóż pragnę Cie z błędu wyprowadzić, grono przyznające tę prestiżową nagrodę to w większości banda krętaczy kierujących się nie tyle jakością danego obrazu ile znajomościami, nepotyzmem i poprawnością polityczną.
Przykłady z paru ostatnich lat: Titanic, Zakochany Szekspir, Angielski pacjent, Slumdog, Hurt Lockear, Miasto gniewu... Mam wymieniać dalej? Z roku na rok wartość i prestiż tej nagrody drastycznie spada i to jest oczywisty fakt. W przeszłości ta instytucja sporadycznie zaliczała wpadki, dziś jest to już na porządku dziennym i jak tak dalej pójdzie to niedługo nasze rodzime "Orły" staną się bardziej prestiżowe. Obym się mylił, bo mimo wszystko serce filmu zawsze najmocniej biło w USA.
hola hola, trochę się zapędziłeś z tymi filmami... tzn. zgadzam się do wszystkiego oprócz Titanica, bo można sobie uważać go za ckliwą historię dla bab, podkochujących się w ówczesnym Leosiu (teraz na szczęście daleko mu do tamtego wizerunku), ale nie można odmówić Cameronowi wizjonerstwa, jest mistrzem rozwoju techniki, w czym oczywiście pomaga mu fakt, że jest z wykształcenia fizykiem. Można go sobie nie lubić, ale Titanic w pełni zasłużył za nagrody (wszelkie techniczne, muzyka Hornera, czy za najlepszy film i scenariusz to nie wiem, ale Cameron to geniusz w swoim fachu)
Napisałeś: "..to znaczy tylko, że żyjesz iluzją nagród Akademii i należysz do grona zaślepionych nieomylnością tejże szanownej instytucji."
Nie. Wiele razy nie zgadzałem się z werdyktem, ale potrafię przyznać, że słabych filmów Akademia nie wybierała. Choć ja wybrałbym inne.
Zobacz za jakie elementy składowe filmu, Titanic otrzymał Oskara, potem pisz.
Napisz jeszcze, że zamiast Szekspira nagrodę dla najlepszego filmu powinien otrzymać Ryan i już będę wiedział, że dyskusja z Tobą nie ma sensu.
Dziwne, że nie wymieniłeś Gladiatora, bo to też modne, żeby Gladiatora obok Titanica w niewypałach wymieniać. Akurat ten film lubisz co? Wiedz, że ma hejterów, tak jak Titanic. Skoro Akademia jest do bani, to Gladiator też jest słaby nie?
"wyraził swoja opinię" - wyraził, ale bez argumentów. Po prostu wszedł na forum i rzucił mięsem w kierunku filmu. I to w wieku czterdziestu lat. Prezentuje bardzo wysoki poziom... Zresztą nie tylko on. Twoje "sranie w banie", "chłoptaś" wrzucają Cię do worka razem z neonem. Zero argumentacji, maksimum rzucania mięsem.
To, że rozmawiamy na forum, nie oznacza, że jakiegoś poziomu dyskusji nie powinno się trzymać.
Cóż, czytałam kilka razy wersję skróconą, pierwszy raz w wieku lat 16, czyli dawno temu. Teraz biorę się za pełną wersję i za inne wersje filmowe.
Ten film mi się podobał, mimo że albo powinien być krótszy, albo powinni dokonać kolejnej rewolucji kinowej i zrobić antrakt tak jak w teatrze - byłby wtedy łatwiejszy do przyswojenia.
Polecam, genialne. Dzięki za wypowiedź: Grochola vs. Hugo, z tego całego wkur%Z^ nie zauważyłem tego "cudeńka", ale może i dobrze, znowu ciśnienie skoczyło by mi na czerwone pole. Genaralnie no comments...
Nie mogę zgodzić się z twoją opinią, może gdybyś wytrzymał do końca filmu i podszedł do niego z większym dystansem i otworzył się na taką formę filmu to by Ci się bardziej spodobał.
PS. porównywanie Grocholi i Hugo, semira1 nie wiem czego się nabrałaś, ale nie bierz tego więcej. I tak ja czuje się uduchowiony po przeczytaniu kilku powieści Hugo, uważam że w bardzo dobry sposób pisał.
jak można przeczytać wersję skróconą nędzników? to taka w ogóle istnieje? chyba że mówisz o jakimś streszczeniu
Można. W 1987 ISKRY wydały taką okrojoną o wątki polityczne i filozoficzne wersję liczącą dwieście kilkadziesiąt stron z taką okładką:
http://allegro.pl/nedznicy-wiktor-hugo-i3020384079.html
Ani w bibliotece publicznej, ani szkolnej w moim mieście nie było pełnej wersji, był za to cały Balzac :P
Więc nabyłam to co rzucili w księgarni :P
Moim zdaniem film należy ocenić po obejrzeniu całości, a nie 23 minut, poza tym to musical, a nie film muzyczny ;)
Następnym razem sprawdź czym jest film, na który się wybierasz i unikniesz rozczarowania. Bo jest to ekranizacja musicalu Alain Boublil i Claude-Michel Schönberg, który bazowany był na powiści Les Misérables Viktora Hugo, a nie ekranizacją książki Viktora Hugo...
Nie wiem czy wiesz ale większość aktorów występujących w les miserables to aktorzy śpiewający, np. taki Jackman to aktor typowo musicalowy i w musicalach właśnie zaczynał. Co do samego filmu to jestem bardzo pozytywnie zaskoczona, jako musical dla mnie bomba. Rozumiem, że nie gustujesz w tego typu filmach, skoro Ci się nie podobał, no ale cóż od początku było wiadomo, że to będzie musical.
Już miałem się nie wypowiadać, ale coraz lepiej to wygląda :). Musical to film muzyczny: http://pl.wikipedia.org/wiki/Musical
Nie chciałem się narazić wrażliwym na kropki, przecinki i wyrazy zapożyczone. Nie pisałem tylko o Jackman'ie ale i o R. Crowe. Zauważ że nie pisałem o A. Hathaway, bo śpiewa pięknie (tu zaskoczenie), choć poprzez to jest czasami wręcz brzydka. A to czy Jackman jest aktorem musicalowym, no to chyba też chyba żartujesz i raczej też bym polemizował, po drugie ZNACZNIE lepiej wychodzi mu non-musical'owe aktorstwo. I Tak, nie gustuje w tego typu filmach, co nie oznacza, że ich nie oglądam i że mi się nie podobają. Mnie chodzi o to, że można je robić dobrze. Nagrody, bo do tego też muszę się odnieść: rzućcie okiem tu: http://www.filmweb.pl/film/Les+Miserables+N%C4%99dznicy-2012-599595/awards, poza jedną dotyczącą "dzieła", reszta tyczy się kostiumów, stylizacji, makijaży, aktorów czy scenerii, nie filmu. Zobaczcie w jakich kategoriach przegrał i kto z nim wygrał. Owszem to wchodzi w całokształt filmu, ale nim nie jest - dlatego zrobili odrębną kategorię. Film był zrobiony słabo, bronienie go, że tekstami to nie powieść tylko musical przeniesiono do ekrany, to jakaś kpina - gówno mnie to obchodzi - TRZEBA UMIEĆ TO ZROBIĆ, zwłaszcza mając bazę. Tytuł to nędznicy i opowiada i ma opowiadać historię z powieści V. Hugo "Nędznicy". A robienie kolejnej pochodnej, czegoś z czegoś to już nadużycie, i jak to któryś z moich szanownych przedmówców napisał - skok na kasę - przy okazji cenna uwaga. Nie powiem, że to barbarzyństwo, ale poważny niesmak jest. Śpiewający R. Crowe :) A 23 minuty to aż nadto. Widziałem filmy, o których wiedziałem, że będą dobrze bo muzyka na napisach początkowych była dobra - czemu, bo ktoś się o to postarał i jako całość do dobrego filmu MUSI być dobra muzyka / tu również śpiewający. Zwróćcie na to uwagę - zwróćcie uwagę na dobre kasowe kino, jaka tam jest muza od początku do końca, jak buduje atmosferę, jak zwiększa doznania, wbrew pozorom, wizualne - fenomenalne. A tu, jak kolejny z moich przedmówców napisał, wszystko na jedno kopyto z piskliwymi końcówkami. I nie chce mi się już więcej o tym filmie pisać, bo nie jest tego wart, czy się to komuś podoba czy nie. Pozdrawiam i dziękuję wszystkim którzy równie trafnie spojrzeli na ten film muzyczny / musical etc.
Akurat Russel Crowe śpiewa świetnie, jestem pod wrażeniem. Jackman się broni i to całkiem nieźle. Nie ocenisz tego po 20 minutach. A co do postaci Fantyny - w sytuacji jakiej jest wręcz powinna być brzydka - bo jest wyniszczona chorobą, nędzą i upadkiem moralnym. Apage przed wersjami uładzonymi, akademicko wylizanymi, gdzie nie doświadczysz tytułowej nędzy bohaterów. To jest akurat mocny punkt tego filmu - prostytutki nie są przedstawione jako seksowne laseczki, ale jako osoby chore, zdegenerowane fizycznie i psychicznie przez życie, jakie prowadzą, spychane coraz niżej przez "porządnych" obywateli.
Robienie musicali na podstawie powieści nie jest zabronione, zresztą to praktyka sięgająca XIX wieku - czy "Dama kameliowa" cierpi z tego powodu, że powstała "Traviata", czy wyrzuciłbyś do kosza "West Side Story", bo kala Szekspira (który nota bene zrzynał skąd się dało), czy cierpi książka Zofii Posmysz na tym, że powstała operowa "Pasażerka"? A może, idąc dalej tym tropem, malarze europejscy popełniali błąd, że tworzyli na podstawie mitów greckich, jakże często mało kanoniczne wersje? :D :D :D
Nie kompromituj się do końca.Jeśli ktoś idzie do kina na adaptacje musicalu i narzeka ,że film jest śpiewany dowodzi czemu?:):):)
Którą z adaptacji Nędzników uważasz za dobrą?
Według wielu najlepsza jest angielska produkcja telewizyjna z 1978 roku. Mimo tego i tak zarzucano jej ,że nie porusza kilkunastu wątków.Ale jak można to było zrobić, jeśli sam tom powieści "Fantine" to historia na mały mini serial!!!
Dobry w miarę był jeszcze film z Liamem Neesonem.O dziwo francuskie adaptacje były słabiutkie, o serialu z "Nowym Ruskim" Depardieu nie wspomnę....
BTW polecam musical live 25 anniversary w hali O2 w Londku, choć i tam mnie wnerwia Jonas w roli Mariusa:):)
Sorry, ale głupszego komentarza nie czytałam. Jak można krytykować film jeżeli obejżało się tylko 23 minuty, prawie 2 godzinnego filmu ?
Muszę się pochwalić, że wytrzymałam przed ekranem godzinę i jestem z siebie naprawdę dumna. Trwało to tak długo tylko i wyłącznie dlatego, że cały czas miałam nadzieję że film zaraz się "rozkręci". Pomijam już fakt, czy ekranizacja lektury była dobra czy nie bo po prostu nie wiem, nie czytałam gdyż jestem zwolennikiem innej literatury-fantastyki. Lubię musicale, filmy kostiumowe, aktorów którzy odegrali główne role więc teoretycznie ten film to powinien być pokarm dla mojej duszy. Niestety nie był i przyznaję oglądanie go było męką. Naprawdę chciałam się zachwycić. Każdy dialog śpiewany... O matko! Liczyłam na to, że będą też zwykłe dialogi pomiędzy bohaterami a oprócz tego teksty śpiewane. No i się przeliczyłam. Nie polecam nikomu oglądania tego filmu w domu( chyba że w ramach doświadczenia czegoś nudnego), odradzam wydawania pieniędzy na seans w kinie(chyba że ktoś potrafi zasnąć przy akompaniamencie muzyki i wycia)
Czemu piszesz, że lubisz musicale skoro jedyny musical jaki oceniłaś to Mamma Mia i to jeszcze na 2 ?
oceniłam jeszcze Hair- nawet mam w ulubionych jakbyś nie zauważyła/ zauważył ale widać, że nie znasz takich klasyków:/
Tak na moje oko, to zamiast zakładać tego typu temat można było zapoznać się chociażby z opisem filmu na który wybrało się do kina, wszak wszędzie pisze, że jest to dokładna adaptacja, przeniesienie na ekran musicalu, a nie książki Hugo ... a skoro to musical to na pewno będą w nim śpiewać ;)