Nie było pościgów wypasionymi furami z nitro. Nie było dziesięciominutowych scen walki na pięści. Nie było rżnięcia panienek w nocnych klubach. Nie było rozwalania kasy pancernej lub chociażby napadu na bank. Po prostu o niczym. O tym że człowiek, nawet kryminał, chce być niezależny, że nie każda gwiazda jest szczęśliwa, że nie warto litować się nad zepsutymi szczylami, o tym że człowiek doceniający smak dobrego wina może być najgorszym ścierwem na Ziemi. Ech , szkoda czasu na takie bzdety.
...to prawda, lepiej oglądnąć "Atak pająków" w 3d, albo napisać coś moczem na przystanku, 103 minuty, i ani jednego cycka, skandal! :)
Wydaje mi się że mirsie zarzucił tutaj potężną szyderą a film mu przypadł w mniejszy czy większy sposób do gustu .
Aczkolwiek akurat coś w tym jest. W brytyjskim kinie zawsze są jakieś mocniejsze akcenty. Spójrz na "Rock'n'Rolla" czy "Gangster nr 1". A tutaj wszyscy tak się snują bez celu po filmie, jakoś tak zupełnie nic nie robią. Pełno postaci nie wnoszących nic do filmu, jak siostra głównego bohatera, która była tylko po to, żeby jakaś konkretna kobieta była w filmie. Na anorektyczkę Knightley nie dało się patrzeć, bo cycki od Farrella miała mniejsze nawet. Humoru też żadnego, morału też żadnego, ot taki zlepek nie wiele znaczących, bardzo nieprawdopodobnych wydarzeń.