Tytuł idealnie oddaje treść. Kiedyś zaznaczyłam, że chcę to obejrzeć, znając tylko niemiecki tytuł. I wbiłam sobie do głowy, że chodzi o przyjaciela, dopiero przed samym obejrzeniem dotarł do mnie ten trick ze zmianą jednej literki.
Sporo z tych anegdot i wspomnień była już mi znana z wcześniejszych dokumentów Herzoga, niemniej jednak jest to wspaniały hołd dla...przyjaciela. Tak, jednak dla przyjaciela. Dwa elektrony, dwa bieguny, który nie mogły być blisko siebie, ale jakby ich wizja artystycznego świata zasadzała się na ich obecności. Nie potrafię tego lepiej, logiczniej opisać. Przez cały film można odczuć smutek Wernera po stracie Klausa, a nakręcił to wcale nie zaraz po jego śmierci, w związku z tym myśl o filmowym wspominaniu go musiała za nim chodzić dłużej, a żal nie stawał się mniejszy, może tylko nieco złagodzony przez czas.
Piękna jest scena, kiedy witają się na amer. festiwalu, trzymają się tak blisko siebie jakby chcieli siebie pochłonąć. Na serio - wzruszyłam się.