Nie lubię amerykańskiego futbolu. Ta gra mogłaby dla mnie nie istnieć. Mimo to dałem się uwieść Stone'owi, który jest najwyraźniej wielkim fanem tego sportu. Widać w "Męskiej grze" tą fascynację w mistrzostwie z jakim Stone zrealizował ten film. Pod jego kierunkiem gra przeradza się w prawdziwą walkę tytanów, gdzie liczy się współzawodnictwo ale i lojalność, gdzie ścierają się osobiste ambicje z dobrem drużyny. Jako film o grupie pasjonatów, którzy są dla gry w stanie zrobić wszystko, nawet umrzeć, ten film sprawdza się w 100%. Dodanie scen z Ben Hura to może lekka przesada, ale to pewna maniera reżysera, do której trzeba się przyzwyczaić. Stone jest wiarygodny w prezentowaniu mężczyzn w tym filmie, natomiast z kobietami zupełnie mu nie wyszło. Diaz jako zimna suka jeszcze ujdzie, jednak jej końcowa przemiana jest mało wiarygodna.
W sumie film, choć dość długi, ogląda się świetnie, jednak Stone do futbolu mnie nie przekonał.