Mimo dwóch godzin trwania. W momencie, kiedy wreszcie dochodzi do finału i ma się coś wydarzyć... wydarzeniem jest koniec filmu. Tyle wątków, tyle przepraw, tyle wielkiego halo o co? O spotkanie? Cisza...
Ogólnie mnie zawiódł ten film. A dodam, że obejrzałem go tylko dlatego, że Clint go reżyserował.
Końcówka była chyba pisana na kolanie i jeszcze ten pocałunek... O co tam niby chodziło? Że nagle się odnaleźli, Marie która ma problemy z interpretacją i zrozumieniem swojej wizji, oraz George który jej pomoże, a sam szuka spokoju ducha i liczy na to że w końcu ktoś go zrozumie?