Clinta Eastwooda kojarzę z dobrymi, choć wolnymi filmami zatem ogromne było moje zaskoczenie gdy zobaczyłem, że jego film zaczyna się dosłownie od trzęsienia ziemi! Niestety dalej już zrywa ze słynnymi zaleceniami Hitchcocka i akcja zamiast dalej stopniowo narastać... siada kompletnie (przez co sam początek nijak nie pasuje do reszty filmu). Ale nic to, twardo brnąłem dalej przez ponad dwie godziny tego filmu z wielką nadzieją, że przecież Eastwood coś z tym na pewno zrobi! Że na końcu czeka nas jakieś wielkie, wspaniałe katharsis... Tymczasem czeka nas wielkie rozczarowanie. Nie wchodząc w szczegóły akcji, od samego początku oczywiste jest, że ścieżki trojga bohaterów, z początku bardzo odległych od siebie, będą się musiały, prędzej czy później, przeciąć zatem trudno tu mówić o jakimkolwiek zaskoczeniu. Ponownie jednak, liczyłem, że Clint wymyśli coś intrygującego, niezwykłego... Nie. Po prostu nie. Cała trójka się na koniec spotyka i okoliczności tych spotkań są co najmniej naciągane. (nota bene, finalna scena w kawiarence też ma się nijak do reszty i wygląda jak wyjęta z innego filmu)
Przy okazji dodam, że Matt Damon, który do tej pory uchodził w moich oczach za świetnego aktora i gwarant dobrego filmu, bardzo ostatnio traci w moich oczach. Najpierw, "Ultimatum Bournea" (który nie umywa się do poprzednich części), potem "Green Zone" a teraz to cholerstwo. Liczę tylko jeszcze na jego "Prawdziwe męstwo", może tam będzie lepiej?
W pełni zgadzam się z przedmówcą - film średni, nudny i przewidywalny. Jeżeli ktoś cierpi na nadmiar wolnego czasu można obejrzeć w przeciwnym razie nie polecam. Matt Damon - brak słów.
No muszę się po części zgodzić. Znaczy się nie był to jakiś zły film ale też nic specjalnego, spodziewałam się czegoś innego, czegoś więcej, że mnie zaskoczy, da naprawdę do myślenia, że zostawi we mnie jakąś refleksję, a niestety niczego takiego nie było. No i fakt to zakończenie zupełnie mi do filmu nie pasowało.
Niestety, ale nie zgadzam się, serdecznie polecam ten film, warto go oglądnąć i samemu ocenić:D
Niestety nie posłuchałem się i dosiadłem się do tego hmm niech będzie, że "dzieła". Straszna kiszka, i tylko z szacunku dla Clinta nie będę kontynuował swojej wypowiedzi.
Cóż. Życie, że tak powiem, rozczarowuje. I kończy się mało zabawnie.
Może lepiej i weselej będzie ograniczyć się do oglądania filmów, do których stosuje się zalecenia Hitchcocka - czyli do sensacji.
Ej, no to też nie jest tak, że w filmie musi się walić i palić, bić i zabijać żeby nie nużyć. Trudno powiedzieć aby "Station Agent", "Garden State" czy "Straight's Story" powalały ilością wydarzeń a mimo to człowiek wychodzi po nich uśmiechnięty i zadowolony, choć trudno by mu było odpowiedzieć na pytanie "co się w nich działo" ;)
hmm, a mnie sie bardzo podobal i wlasnie z niego wyszlam usmiechnieta i zadowolona. Film moze nie powala na kolana ale jest klimatyczny - do Eastwooda nie mam zastrzezen - ladnie prowadzone watki i dla mnie bylo banalem jak i czy sie splota. Matt tez fajnie zagral - moze tym razem nie twardziela ale czlowieka samotnego i szukajacego. Jak dla mnie warto zobaczyc.
Mnie intrygują dwie rzeczy...
Raz, przy scenie końcowej Damon ma jakby wizję, gdzie całuje Marie. Czemu ta scena ma służyć ? Ktoś ma jakieś przemyślenia głębsze co do tego ?
Dwa, po tym jak już mija "wizja" w końcu odnajdują się wzrokiem i witają... Kiedy podali sobie dłoń, dlaczego tym razem nie miał żadnego kontaktu ?
mi się wydaje, że dlatego, że ta babka też była medium, też tam miała jakieś wizje, pokazywali coś tam, np jak miała "trans" podczas nadawania programu, i mi się wydaje, że dlatego, że chodziło o to że jak jedno medium spotka drugie medium to znikają wizje, dlatego Damon był taki zadowolony, że ją spotkał, i że w końcu będzie miał święty spokój od wizji przy kimś podobnym. Tak przynajmniej mi się wydaje, a co do pierwszego pytania to po prostu pewnie po to, by pokazać widzom że będą potem razem.
Bo ja się założę, że to jest jak w "True Blood" - Matt robi za Sookie, a Francuzka za Bill'a - jedyną osobę, której myśli nie jest w stanie wyczuć ;) A potem pójdą do łóżka i Francuzka złamie mu kręgosłup, wykręci głowę o 180 stopni i będzie ujeżdżać dalej! Proszę! Mamy scenariusz na część drugą! ;P
A (przed)finalna scena z pocałunkiem jest tak kompletnie z d* wzięta, że sam się naprawdę długo zastanawiałem co to i po co to??
przyszlo mi do glowy ze to jego 'zdolnosci' ( bo w koncu nie wiemy wiele ponad to ze kontaktuje sie z zaswiatami przez dotyk) pozwalaja mu na ta wizje (przyszlosci?)
bardzo mi sie jednak podobalo to ze calosc - choc traktuje o zyciu po smierci - pozostaje neutralna (co do wierzen czy religii)