Bardzo lubię Clinta Eastwooda jako reżysera ale moim zdaniem to najsłabszy jego film, spośród tych, które obejrzałem. Mam wrażenie, że zabrakło pomysłu na zakończenie filmu. Sam temat również był dość ograny. Dało się obejrzeć, film nie był nużący ale jak dla mnie to trochę za mało
6/10
Ja osobiście także bardzo cenie Clinta i boję się o niego na starsze lata ;), aby się nie "rozmienił na drobne" takimi wpadkami jak ten film ...
Sam film odebrałem jako bardzo sztuczny, bez pomysł, z wieloma ujęciami wkomponowanymi na siłę. Wydaje mi się że Clint miał jedynie pomysł, na który zabrakło mu pomysłu jak go przekazać. A to właśnie po realizacji sposobu przekazu można poznać dobrego reżysera ...
Obym nie wykrakał początku, końca Eastwooda ;)
Jak zwykle wielcy znawcy się znaleźli : )
Zabrakło Wastwoodowi pomysłu na zakończenie? A to ciekawe : ) A to od kiedy zakończenie pisze reżyser? (zakładając, że scenarzysta i reżyser to dwie różne osoby).
Więc, moi drodzy, "brak pomysłu na koniec" za który ganicie Eastwooda, to broszka scenarzysty, w tym wypadku Petera Morgana.
Owe "ujęcia wkomponowane na siłę" (ja nie uważam, by tam cokolwiek było na siłe) to też nie efekt weny reżysera (bo domyślam się, że nie chodziło Ci o ujęcie w technicznym tego słowa znaczeniu, a o całą scenę). Owszem, reżyser owe ujęcia zrealizował, ale to scenarzysta zadecydował, że mają się one pojawić w filmie.
Więc proponuję następnym razem się zastanowić, a nie wypisywać głupoty. Bo to scenarzysta ma napisać historię, a reżyser ma ją zrealizować, wyreżyserować film.
Pozdrawiam