Pewnie. Trzeba przyjąć pewną konwencję, zaakceptować ogólny camp, wybaczyć kilka wyraźnych klisz fabularnych, ale warto.
Wszak ubaw jest przedni, przeszło dwie godziny mijają niepostrzeżenie, a w dodatku po raz bodaj pierwszy w historii serii odczuć można w takim stopniu group effort. To nie tylko film Cruise'a, sukces jest zasługą całego zespołu. Choć jednocześnie wiecznie młody Tomek jest tutaj rzecz jasna nieodzowny. Tak swoją drogą, szykuje się chyba jego mocny powrót do kina. Co byście nie mówili, cieszy mnie to.
Całość okraszona jest klimatem bardziej leciwych odsłon Bonda, wszystko wydaje się tu być autoironiczne, widać, że nikt tu nie sili się już specjalnie na powagę. Liczy się dobra zabawa, tyleż efektowne co nieprawdopodobne starcia i zacne kaskaderskie sceny, które znowu opierają się przede wszystkim na odpowiednim dawkowaniu napięcia. Można też odczuć większy pazur niż przy krztynę sterylnej trzeciej części.
Na minus – miałkie napisy początkowe na domiar złego streszczające w migawkach cały film, kaprawa chwilami muzyka, no i najgorszy (póki co) bad guy w serii. To ostatnie można jednak po części wytłumaczyć większym niż dotychczas skupieniem uwagi na całym zespole.
Jak dla mnie, bardzo ciekawa pozycja rozrywkowa na koniec roku.
8-/10
Mam nadzieję, że nie będę nic winien. :P
Podobno kaskaderskie sceny wypadają zupełnie inaczej w IMAX-ie; niestety chwilowo nie mam okazji, by się przekonać.
Ok - byłem... :)
Nie jesteś mi nic winien - nawet jeśli byłby to gniot ;P
Ale po kolei:
film był w 2D, więc sceny raczej wypadły tak samo ;)
wybieram imax dlatego, że mają o niebo lepsze nagłośnienie od każdego innego kina w Poznaniu. W imax jest genialnie!
Co do samego filmu - cóż, konwencja trochę się zmieniła, ale zarówno na plus i na minus
plus - zespół
minus - dodane chyba na siłę "poczucie humoru"... No niestety, kompletnie mnie to nie bawiło.
pozostałe plusy:
fajne zdjęcia, akcja na wieżowcu z rękawicami... - zawsze podobały mi się takie motywy, mam ciarki na plecach :)
dobre udźwiękowienie
znośna muzyka
przyzwoite fx
pozostałe minusy:
początkowe napisy to tragedia, zdradzają film :)
beznadziejna akcja z tym kosmicznym bmw pod koniec - co to w ogóle miało być? Pomijając fakt oczywistej reklamy auta, to wyglądało ono śmiesznie, a dodanie mu dźwięku jak myśliwca kosmicznego wzbudziło we mnie politowanie i zażenowanie jednocześnie:)
popieram też ocenę "złego typa" - beznadziejny
ponadto może jestem już na to za stary, albo co, ale troche mnie śmieszą te wszystkie techniczne bajery, które technicznie rzecz biorąc w większości przypadków nie miałyby prawa tak działać jak pokazano na filmie :) no ale to jest kino i nie traktuje tego jako minus. to taki typ filmu.
PS: ktoś gdzieś pytał się na forum, dlaczego tom zawsze musi pokazywać sprint w każdym filmie.
W tym też pokazał, ze trzy razy tak konkretnie poleciała za nim kamera hahahah
czytałem już nie jeden kobiecy post, że tom ma zgrabny tyłek....
hahahahahahahah
no to już wiecie, dla kogo kręcą te sceny :D
Moja ocena to 7/10
ze wysiłek i pracę nad filmem
fabuła na pograniczu filmów klasy b
Obejrzeć można, ale nie ma szału. Pozdrawiam :)
Co do tego kosmicznego bmw, o którym wspomniałeś. Owy samochód powstał jako w kilku egzemplarzach jako prototyp, więc nie ma się co dziwić, że go wykorzystali:P, A co do bajerów. Wiadomo takowe pewnie nie istnieją, ale dają niezłą frajdę podczas oglądania. Film bardzo przypadł mi do gustu, czegoś takiego właśnie potrzebowałem:).Pozdrawiam
Wreszcie treściwie napisane,wiem na co mogę liczyć...A co to znaczy "group effort"?(bo ja prosty mechanik)...
Kolektywny wysiłek. Chodziło mi o to, że po raz pierwszy w historii tej serii naprawdę silnie można było odczuć, że misja jest efektem starań całego zespołu, wszyscy są tu niezbędni.
Jedynym minusem pozwolę sobie mianować sceny końcowe, film po prostu za mocno trzymał za pysk przez 2 godziny, żeby to przebić końcówką. I następuje przesadyzm, bomba sobie lata, Hunt pięciokrotnie popełnia samobójstwo i się tylko łapie za nogę. :D
A tak to godnie wywiązano się z założeń, skompletowano fajny zespół i w sumie nawet nie ma czasu zatęsknić za jakimś mastermajndem typu Voight/Hoffman. No, może trochę żałowałem, że jedyny fajny złoczyńca w tej części, trolololo spojlery, wypadł z okna w połowie filmu. :>