Ludzie! Czy Wy naprawdę nie zrozumieliście przesłania tego filmu?! Pisarka, wiedziona "wewnętrzną potrzebą" pisze książkę, która zabiera ją do świata równoległego, który nie jest tylko i wyłącznie światem jej wyobraźni. Każde wydarzenie, które ją tam spotyka ma dla niej jakiś sens i kryje głębokie przesłanie. Wszystko dzieje się po to, by mogła z innej perspektywy ocenić swoje życie i to, co uczyniła. Przemilczanie faktów, chowanie ich w głębokich warstwach podświadomości, skierowanie energii na inne tory nic nie daje! Rozwiązanie problemów przychodzi "samo", wraz z pomysłem na nową książkę. Ciąg zdarzeń prowadzi bohaterkę filmu przez długą i bolesną drogę począwszy od uświadomienia problemu, wybaczenia samej sobie aż do pogodzenia się z niemożnością zmiany tego, co już się wydarzyło. Nowa książka staje się więc dla jej Autorki swoistym catharsis - oczyszczeniem. Nie jest to film dla koneserów bania się dla samego bania! Tu trzeba myśleć i odczuwać! Polecam film wszystkim, szczególnie kobietom, zwłaszcza tym, dla których aborcja jest tematem osobistym a nie tylko tym z pierwszych stron gazet...
No, masz rację...i co? Ja nie miałem problemu ze zrozumieniem go. Dokładnie tak go odczytałem.
Tak, tak masz rację tylko całą teorie burzy końcówka! Ostatnie pare sekund filmu pokazuje że jednak było troszkę innaczej.
Dokładnie - choć zakończenie nie burzy odbioru tego filmu (przynajmniej dla mnie), wynika z niego, że Tsui Ting-Yin była taką samą odrzuconą postacią jak inne w onirycznym świecie w którym się znalazła. Była wytworem wyobraźni pisarki, która identyfikowała się z bohaterką swojej książki. I którą odrzuciła "w kosz", tym samym powołując ją do życia wraz ze swoimi wspomnieniami. Zakończenie jest szokujące i niespodziewane. I moim zdaniem bardzo ciekawe podobnie jak sam film, który jest imo świetny.