nudy, flaki z olejem. Pierniczenie frazesów o ludzkości, przemijaniu, generacji etc. Do tego przygnębiająca oprawa dźwiękowa w tle, szaro bure zdjęcia (całkiem niezłe) ale całościowo bardzo specyficzne. Może na krótszy metraż tak, ale lekko ponad godzina, a wydawałoby się że trwał ze 3 godziny.
Chcę obcować ze sztuka wyższą, ale nie kosztem zdrowia psychicznego. Co dostajemy w tym filmie? Otóż przez bitą godzinę oglądamy cały czas powolne, czarno białe, kadry rożnych rzeźb na tle nieba i chmur, a w tle głos Tidy Swinton czyta pompatyczny monolog jakich słyszeliście już wiele, o tym, jaki to człowiek jest...