PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=375925}

Perswazje

Persuasion
2007
7,1 7,8 tys. ocen
7,1 10 1 7770
6,0 2 krytyków
Perswazje
powrót do forum filmu Perswazje

Wyrażam, rzecz jasna, opinię całkowicie subiektywną. Widziałam 3 adaptacje tej powieści, z
2007, z 1995 i z 1971. Najpopularniejsze są z 1995 i 2007. Ale mi najbardziej podobały się te z
1971 i z 1995. Przede wszystkim dlatego, że są wierniejsze ksiażce niż ta. Ale także postać
Anne została w nich odmalowana w sposób bliższy mojemu wyobrażeniu (wiadomo, każdy
czytajac książkę ma własne i nie można oczekiwac, że adaptacja w 100% utrafi w oczekiwania
odbiorców). Nie chodzi tu tylko o wygląd, choć wygląd też niezbyt mi się podobał, ale to raczej
zarzut pod adresem charakteryzatorów, nie zaś Sally Hawkins. Hawkins właściwie swoim
odrobine anemicznym i wymizerniałym typem urody pasuje do roli Anne. Ale ubiór i fryzura
wręcz skarykaturowały tę "mizerność" wyglądu Anne. Jeszcze bardziej dokuczał mi brak
wdzięku i przedstawienie Anne jako zakompleksionej i zahukanej, niezgrabnie się
poruszającej i niegustownie ubranej. O wiele bliższa moim wyobrażeniom jest Amanda Root w
filmie z 1995, która łączy skromność i momentami brak pewności siebie z naturalną elegancją
i dystynkcją. Spodobała mi się też Anne w adaptacji z 1971, gdzie bohaterka grana przez Ann
Firbank przedstawiona jest niemal jako 'światowa dama', a jednak zachowująca skromność i
prostotę w sposobie bycia, przy tym "przygaszona" z powodu bolesnych przeżyć (jednak nie w
cięzkiej depresji, jak pokazane jest to tutaj).
Jak już wspomniałam, ta ekranizacja jest najmniej wierna, co samo w sobie nie musi być
wadą (czasem pewne odstępstwa od literackiego pierwowzoru są korzystne dla filmu).
Największym minusem jest jednak to, że poskracano i poprzycinano fabułę w celu
przyspieszenia akcji, dodając za to rzeczy zbędne. Kompletnie też nie widać było w filmie takich
przymiotów Anne, jak błyskotliwość, intelekt, wszechstronne talenty, połączone z wrażliwością i
wszelkimi cnotami. Największym rozczarowaniem bylo dla mnie zakończenie. To w książce
jest tak piękne, że zastąpienie tego widokiem zmokłej Anne biegającej po Bath to jakaś
groteska. Wielka szkoda też, że pozbawiono film paru scen z udziałem Croftów. Zupełnie
ponad moje siły były też sceny z Anne płącząca w samotności i - o zgrozo! szczyt filmowej
tandety! - piszącej pamiętnik.
Film rzecz jasna ma też bardzo dobre strony. Plusem w tym filmie jest bardzo dobra gra
aktorska. Wentworth z całym kalejdoskopem skrajnych, a niewypowiedzianych uczuć, Harville,
Benwick, pan Elliott, który miał w sobie coś elektryzującego (w scenie na koncercie czułam, że
mi samej byłoby bardzo trudno mu odmówić). Nawet Anne, choć niezbyt mi się podobała, to
uważam, ze została zagrana przez bardzo dobrą aktorkę, zaś takie a nie inne przedstawienie
postaci to raczej "zasługa" scenarzysty i reżysera. Podobnie jak w wersji z 1995, postaci zostały
tu zagrane bardzo naturalnie, czego nie można powiedzieć o nieco teatralnej wersji z 1971
(tamta za to ma więcej ciepła i pewnego rodzaju cichej pogody ducha, mimo ciężkich przeżyć
bohaterów). Zaletą są także niewątpliwie piękne zdjęcia.
Ta adaptacja została moim zdaniem zrobiona pod "współczesnego widza". Dlatego być może
starano się przyspieszyc akcję i przedstawić to nieco bardziej emocjonalnie, a zarazem
łopatologicznie. Może twórcy niezbyt wierzyli, że widz może wyczytać na temat uczuć i myśli
bohaterów z dygnięć, ukłonów i przelotnych spojrzeń więcej niż z zalewania się łzami na
pamietnikiem...

ocenił(a) film na 8

Mam podobne odczucia, co do tej ekranizacji.
Ogólnie oceniam ją na plus, jest lepsza, niż wszystkie Mandsfield Parki razem wzięte.
Anne nie podoba mi się(z wyglądu) w zasadzie w żadnym filmie. Sama mam teraz 30 lat, ludzie czasami się dziwią, bo podobno wyglądam na 20... albo biorą za nastolatkę. Na silę postarzają tę postać. Mogła przecież być ładną, delikatną i nieco bladą oraz szczupłą kobietą. Za każdym razem jest lekkim czupiradłem. Jest to denerwujące, gdyż w książce ma 3 adoratorów, którzy chcieli się z nią ożenić. Ona się podobała, a szczerze mówiąc, gdybym była mężczyzną, mimo wszystkich jej zalet bym jednak na nią w wersji filmowej nie zwróciła uwagi. W tej konkretnej ekranizacji za bardzo ją poniżyli. Fakt, była nieszczęśliwa, ale radziła sobie z tym przez kilka ładnych lat i dopiero pojawienie się dawnego ukochanego burzą tę pozorną stabilizację w jej życiu.
Wentworth też żaden nie pasuje do mojego wyobrażenia z wyglądu, no cóż, może mam za duże wymagania:)
Gra aktorska bardzo dobra, ona ratuje film, ale nie czyni go wybitnym.