PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=688373}

Początek

I Origins
7,5 66 536
ocen
7,5 10 1 66536
5,2 8
ocen krytyków
Początek
powrót do forum filmu Początek

w jednym z komentarzy, którego teraz nie potrafię już odszukać, ktoś napisał, że I origins przypomina Życie Pi. Czytając to pomyślałam, że szkoda, że nie Pi. O Bergmanie czy Bunuelu nie wspominając. Bo transcendencja budowana w oparciu o tendencyjne rekwizyty, prześwietlone i wyciszone kadry oraz jedną i wciąż tą samą pseudo-uduchowioną minę Brit Marling (jakoś do połowy filmu myślałam, że to prequel do Sound of my voice) - jest płaska jak ekran tabletu. I równie płaską trzeba mieć wrażliwość, aby tym filmem się zachwycić. a naprawdę chciałabym - ale wciąż potrafię odróżnić ersatz od tego, co prawdziwe. Jeżeli ktoś już nie za bardzo rozumie o czym mówię, niech porówna Voodoo People Prodigy z Take Shelter Years and Years. I nawet wytrych postironii nic tu nie pomoże.

ocenił(a) film na 5
if81

Nawet nie wiedziałem że jest takie słowo jak ersatz. Nie wiem kto to Bergman czy Bunuel. Wytrych postironii? Sorry, ale bardziej hipsterskie jest dla mnie to co piszesz niż ten film na którym się swoją drogą zawiodłem. Miałem nadzieję na trochę więcej konkretów niż metafizyczne sranie w banie.

Co do Voodoo People Prodigy i Take Shelter Years and Years to porównanie nie jest adekwatne bo to dwa różne gatunki muzyki o ile którekolwiek z tego muzyką można nazwać.

mlody969

Zatem teraz przynajmniej już wiesz, czego nie wiesz. I niestety dopóki nie uzupełnisz braków nie za wiele tu możliwości dyskusji.
Konkretami są
1) przywołane przeze mnie nazwiska reżyserów, których jak twierdzisz nie znasz, bo one tworzą kontekst, tło, na którym powierzchowność i pseudometafizyka I origins wali po oczach jak młotem. W ramach uświadomienia sobie, czym może być metafizyka w kinie polecam szczególnie Mleczną drogę i Viridianę Bunuela.
2) wymienione w pierwszym poście "tendencyjne rekwizyty, prześwietlone i wyciszone kadry oraz jedna i wciąż ta sama pseudo-uduchowiona mina Brit Marling" - problem I origins polega na tym, że transcendencję zastąpiono w nim atrybutami uduchowienia i to najbardziej banalnymi z możliwych (Indie, cytat z Dalaj Lamy). Gra aktorów jest silnie skonwencjonalizowana - przebiega według charakterystycznego dla wielu tzw. "niezależnych" filmów algorytmu odcieleśnienia i odrealnienia. Aktorzy zachowują się tak, jakby nie mieli kości i krwi, a także strun głosowych - przecież oni cały czas mówią w specyficznie modulowany sposób, czy systemu nerwowego, który pozwoliłby im przeżywać silniejsze emocje... Cała ta konwencja wydaje mi się zmanierowana, fałszywa i nie przemawia do mojej wrażliwości.

Co do Years and Years i Prodigy - ponieważ jesteśmy na portalu filmowym i w pierwszej kolejności dyskusja dotyczy obrazów, a nie dźwięków chodziło o porównanie teledysków do dwu wskazanych utworów, a nie muzyki.

I wracając do konkretów - obawiam się, że zarzut wyartykułowany jako "metafizyczne sranie w banie" nie ma z nimi wiele wspólnego.

ocenił(a) film na 7
if81

Ja potrafię odróżnić ersatz od osoby prawdziwie inteligentnej. I mogę powiedzieć, że jesteś ersatz, jak cholera. Używasz "trudnych" wyrazów, by pozować na osobę oczytaną, i "nauczasz" innych, co powinni myśleć. Szkoda, że nie jesteś na tyle "oczytana", by zorientować się, że ludzie o wysokim IQ uważają takie zachowanie za żenujące i - jak to mawia młodzież - obciachowe. Nie wiem tylko jednego - czy jesteś trollem czy zwykła idiotką?

Sony_West

nie ma to jak dyskusja na argumenty. Szkoda tylko, że ad personam, a nie merytoryczne. Swoją drogą dziwię się, że Filmweb dopuszcza komentarze takie, jak Twój. Ale cóż, frustratów nie brakuje.

ocenił(a) film na 7
if81

Ha ha ha ha, uwierz mi, dobrze się bawię widząc twoje żałosne próby wywyższania się :) Wiesz, gdzie wsatz sobie swój ersatz ? ;)

ocenił(a) film na 4
Sony_West

Ach! (uwaga teraz będzie trudne słowo, sprawdź w słowniku) troglodyta w klasycznym wydaniu. Jakże miło poznać :)

ocenił(a) film na 7
deodat

O! Jeden pseudointeligenty pajac, stający w obronie innego internetowego pajaca. Witamy w sieci :)

ocenił(a) film na 4
Sony_West

Witam, witam Pana z kompleksami edukacyjnymi :) Zawsze jest czas żeby to nadrobić i nabyć umiejętność komunikacji międzyludzkiej na kulturalnym i inteligentnym poziomie. Przyjemnego dnia życzę :)

ocenił(a) film na 7
deodat

Dziękuje ci za radę dotyczącą kulturalnej komunikacji. Zacznij naprawę świata od siebie samego ;)

Sony_West

ufff:)) wreszcie ktos napisal ze zrozumieniem:))) brawo Sony West , nie musze sie edukowac na forum , wystarczy , ze polece lub nie jakis film . pozdrawiam
pamietam jak chodzilam ze swoimi dziecmi na rozne wystawy, raz poszlismy w Krakowie do galerii i tam......zobaczylam na srodku galerii stala wielka gipsowa sciana w ktora byly powtykane rozne butelki po alkoholu:)) stalam jak zamurowana doszukujac sie w tym tej wielkiej sztuki i uslyszalam rozmowe podobna do tego co napisal Twoj poprzednik/niczka wszedzie sa znawcy:PPPP

ocenił(a) film na 9
if81

Cóż, są wrażliwości i ... wrażliwości. Poza tym, czyż nie jest tendencyjnym patrzenie poprzez pryzmat czegoś innego, co już wypacza twój odbiór? Musiałabyś wtedy 99% oglądanych filmów nazwać surogatami (to określenie jest tu bardziej na miejscu, w końcu to polskie forum, a nie niemieckie).

stawor80

nie nazwałabym tego tendencyjnym, tylko odniesieniem do kanonu (ten kanon wcale nie jest zamknięty, nie chodzi o to, że tylko stare filmy są dobre). kanon jest po to, żeby nie stracić wrażliwości na jakość. żeby odróżnić jakość od tego, co się tylko na nią stylizuje.

ocenił(a) film na 9
if81

Nie zgadzam się z tym żeby jakikolwiek powszechny kanon istniał w kinematografii. Pomimo tego, że jest ona formą sztuki, to choćby ze względu na jej relatywnie krótką linię czasu w dziejach ludzkości, nie może tu być mowy o kanonie (co najwyżej stylizacja). Kanony (w tej dziedzinie) wyznaczamy sobie indywidualnie, a to zależy nie od wielkości dzieła (co jest również skalą subiektywną), tylko od naszej percepcji. Dlatego, mówiąc o kanonie, dodaj, że chodzi ci o twój kanon. Inaczej brzmi to protekcjonalnie, a wręcz arogancko, gdy mówisz o czyjejś (w tym momencie mojej i wielu innych) płaskiej wrażliwości.

stawor80

zawsze mnie zastanawia jak to jest, że zwolennicy relatywizmu absolutyzują swoje stanowisko. Nie zgadzam się, że nie ma kanonu i optuję za istnieniem niezależnych od widzimisię podmiotu wartości, które można odczytać, także w materii filmowej.

Jakość nie zależy od czasu ani od sfery, w której się przejawia. Poczynając od wbicia gwoździa na zrealizowaniu filmu skończywszy - można to zrobić z jakością albo bez jakości. Ameba ucieka od kropli kwasu wpuszczonej do zbiornika w którym się znajduje. Łatwo przewidzieć, co stanie się z amebą - relatywistką, która straci umiejętność rozróżniania pomiędzy kwasem a wodą.

Różnica pomiędzy tym, co szkodliwe i nieszkodliwe, czy tym, co ma jakość a ersatzem –po prostu istnieje. Ale wrażliwość, która pozwala ją wychwycić nie jest nam dana raz na zawsze – trzeba ją pielęgnować, inaczej stępieje. Jeżeli zachwyt budzi film, który jest miałki w treści i tendencyjny w formie to znaczy, że coś niedobrego dzieje się z wrażliwością odbiorców. Wydało mi się to na tyle ważne, że postanowiłam o tym napisać.

ocenił(a) film na 10
if81

Wiesz co się stanie z Amebą, która wpadnie w kroplę kwasu? Zniknie z TWOJEGO świata. Jakim cudem odbiór dzieła przez konkretnego człowieka ma nie być indywidualną sprawą odbiorcy?
Zgadzam się z tym, że da się mniej więcej stwierdzić, co ma, a co nie ma odpowiedniego poziomu jakości. Choć jednak w relacji do tego, co powstało dotychczas ;).
Nie wiem, co dla Ciebie oznacza "zachwycić się filmem". Jeżeli to co dla mnie, to faktycznie trudno się tym filmem zachwycić. Ale przeżyć go i rozsmakować się w jego klimacie jak najbardziej mogę, a nawet muszę mimowolnie. Dlatego uważam, że "płytka wrażliwość" nie ma tu nic do rzeczy. Jakość ocenia się nie tylko wrażliwością. A dzieła artystyczne ocenia się nie tylko za jakość. Proszę o więcej dzieł słabej jakość, jeśli mają dać mi tyle, ile dał ten film.

matheavyk

W przykładzie z amebą nie jest istotne z czyjego świata znika (głownie ze swojego własnego, który jest dla niej absolutem), ale ŻE ZNIKA, ponieważ nie odróżnia tego, co szkodliwe, od tego, co nieszkodliwe. Inaczej niż Ty nie umiem rozsmakować się w filmie, który jest "miałki w treści i tendencyjny w formie" - i nawet gdybym chciała, to bym nie mogła. To jest właśnie kwestia wrażliwości. I skąd założenie, że film wysokiej jakości nie dałby Ci o wiele więcej niż I origins?

ocenił(a) film na 10
if81

Przepychanko-zaczepki z amebą moglibyśmy kontynuować, ale też nie musimy ;)
"miałki w treści i tendencyjny w formie" - z tym mogę się zgodzić, szczególnie z tym, że jest tendencyjny w formie. Mnie to akurat nie przeszkadza, a wręcz lubię kiedy reżyser trzyma się narzuconych ram tak bardzo, że aż wydaje się to karykaturalne. Ale zdaję sobie sprawę, że to osobliwe upodobanie.
Film wysokiej jakości dałby mi prawdopodobnie więcej niż I origins. Były takie filmy. Ale po prostu dawno żaden film nie dał mi tyle, co I origins i dlatego "bronię go" jako pełnoprawnego dzieła i uważam, że nie należy wyrzucać go na śmietnik.
Zdaję sobie sprawę, że jeśli wzruszyłem się oglądając ten film, to jeszcze nie znaczy, że jest to wspaniała sztuka. Niektórzy będą płakać przy M jak miłość. Ale gdzie w takim razie ustalić granicę i kto ma ją ustalić? Nie da się tego zrobić obiektywnie, bo zawsze ustalał będzie ją człowiek. Tak więc:
zdaję sobie sprawę, że jeśli wzruszyłem się oglądając ten film, to jest to wspaniała sztuka.

Nie jestem za tym, żeby rozwój kulturalny narzucać ograniczeniami. Raczej trzeba zachęcać każdego do zobaczenia jak najwięcej. Wtedy sam będzie mógł ocenić, gdzie jest poziom przyzwoitości i świadomie będzie mógł również docenić to, co podoba mu się w filmach, które inni odrzucają, uważając za zbyt słabe.

matheavyk

już zostawiam amebę w spokoju;), tylko jedna uwaga - można sobie wyobrazić organizm, któremu kropla kwasu nie czyni szkody - z perspektywy takiej istoty kwas nie jest niebezpieczny obiektywnie, tylko relatywnie - względem ameby. Ale czy to coś zmienia dla ameby? Nawet jeśli przyjmiemy brak dostępu do „twardej” obiektywności czy to znaczy, że mamy zaprzestać wartościowania, rozróżniania? Relatywizm to miecz obosieczny w tym sensie, że w jego perspektywie nie ma różnicy pomiędzy M jak Miłość i I origins. Jeżeli tak to nagle może okazać się, że w sumie nie ma znaczenia, co oglądasz albo co czytasz - Tao te ching czy Mein Kampf. A biorąc pod uwagę wymierne (obiektywne?) efekty czytania Mein Kampf chyba jednak jest różnica.
(Tu dygresja: z tego powodu nie przemawiają do mnie kampanie „czytajmy książki” – bo kompletnie gubi się w nich kwestia tego, co jest czytane. Tak, jakby samo czytanie było wartością. A przecież można czytać Harlequiny, kryminały, dzieło Adolfa H. etc – i nie tylko nic dobrego z tego nie wyniknie, a wręcz przeciwnie.)
Dlatego nie jestem zwolennikiem „zobaczenia jak najwięcej”, bo biorąc pod uwagę skończoną ilość czasu, jakim dysponujemy, chyba lepiej zobaczyć to, co naprawdę tego warte.
Odpowiadając na Twoje pytanie: Ale gdzie w takim razie ustalić granicę i kto ma ją ustalić?
Nikt inny, tylko my sami. Poprzez analizę, wymianę argumentów - przecież po to właśnie pisze się i czyta recenzje. Pomiędzy subiektywnością a obiektywnością jest jeszcze intersubiektywność, dzięki której możemy się np. zgodzić, ze płakanie przy M jak Miłość nie oznacza wysokiej jakości tego dzieła. Czyli istnieje jakieś wspólne pole porozumienia, nawet jeśli zamiast prawdy ostatecznej zawierać będzie tylko nieskończoną serię przybliżeń. Też nie jestem za kulturalną cenzurą, ale dostrzegam konieczność wyrabiania wrażliwości w odbiorcach, mówiąc po prostu: edukacji – po to jest właśnie intersubiektywnie ustalany kanon, który wypadałoby znać, bo inaczej istnieje niebezpieczeństwo, że nieprzygotowanych i niewyrobionych łatwo uwiedzie jakiś filmowy odpowiednik Mein Kampf.
Że nieprzygotowani i niewyrobieni dadzą sobie wcisnąć pierwszą lepszą chałę i nie będą stawiać wymagań.
Czepiam I origins, bo reżyser wziął bardzo mocny temat i potraktował go tak powierzchownie i instrumentalnie, jak tylko to było możliwe. Wszystko w tym filmie jest obliczone na efekt, jakim miało być wzruszenie odbiorcy. Przepis na duchowość wg. Cahilla: „weźmy Brit Marling, prześwietlmy kadry, dodajmy do tego indie i Indie, cytat z Dalajlamy oraz ateistycznego fanatyka - żeby nie było wątpliwości, że to naukowiec nałóżmy mu okulary i każmy posługiwać się specjalistycznym żargonem”. I gotowe.
Dawno żaden film mnie tak nie rozczarował, jak ten.

ocenił(a) film na 9
if81

Na jakiej podstawie mniemasz, że jesteś właśnie tą wybranką, która ma głęboką wrażliwość, a inni, jak ja, tylko płytką? Co upoważnia cię do postawienia tego za dogmat, bo tak to prezentujesz? Zadaj sobie takie pytanie: "A może to ja zbłądziłam? A może moja świadomość jest jeszcze zbyt mało dojrzała, żeby zrozumieć coś co potępiam?". Pamiętaj, że z wiekiem wszystko się zmienia, szczególnie percepcja ludzka, więc nie możesz być wyrocznią w tym to momencie, choćbyś była najinteligentniejszą istotą na tym globie.

if81

if81 juz wiem:)))) jestes ameba:PPPPPPPPPPPPPP

teraz juz rozumiem tem pseudo naukowy belkot:))))

ocenił(a) film na 5
if81

Ja nie uważam żebym miał jakieś braki. Fakt, nie znam wspomnianych reżyserów, ale mi to nie przeszkadza i nie uważam tego za brak. Filmy staram się oceniać indywidualnie, bez tła, pryzmatu czy innych odniesień. Dla mnie sprawa jest prosta - albo film mi się podoba, albo nie. Może ktoś wcześniej zrobił to lepiej, może gorzej, ale nie uważam aby porównania do innych filmów definiowały dany film.

Takie wypowiedzi jak twoje trochę zalatują mi krytykami filmowymi, czyli ludźmi którzy piszą elaboraty dla innych krytyków, bo ostateczny widz nawet ich krytyki nie przeczyta.

Zarzut wyartykułowany w sposób "metafizyczne sranie w banie" ma mniej więcej powiedzieć tyle że filmy metafizyczne mnie raczej nie interesują, bo metafizykę uważam za dobrą na kawiarenkową pogawędkę humanistów, a na ten film natrafiłem właściwie przez błędne oznaczenie jako sci-fi.

ocenił(a) film na 10
if81

Mi się bardzo podobał ten film. Zachwycam się nim. Muzyką także. Najwyraźniej jestem żenująca:)

( hihihi niezła beka z if81 x--D IMBA MOTZNO )

PannaMarcjanna

Panno Marcjanno jestes normalna :))))))))))))))
teraz wiem, ze to zobacze:)

ocenił(a) film na 10
PannaMarcjanna

nieprawda muzyka 10 cały film na 7 ale dałem mu 10 bo mało takich filmów się teraz kręci jak za byle co dają ludzie po 9 ja daje nie za całokształt tylko za coś co mnie poruszyło
Ciebie coś wzruszyło mnie też

ocenił(a) film na 7
if81

Czytając "wyszukaną w formie" wypowiedź if81 jak również przysłuchując się dyskusji pomiędzy if81 a Matheavyk przypomniał mi się 'Rejs' Piwowskiego a konkretnie zawiłe w treści wywody Filozofa (rola Andrzeja Dobosza). Tak jakoś zarówno if81 jak i Matheavyk idealnie pasują do Filozofa z Rejsu. Są tak samo jak on śmieszni z tym swoim umiłowaniem do własnej wspaniałej (jak mniemają) elokwencji. Używają słów których tak do końca nie rozumieją, puszą się jak dwa wierzące we własną doskonałość pawie. Mogliby chyba tak godzinami snuć swoje ukwiecone w wyszukane określenia dyskusje. Im więcej niezrozumiałych dla normalnego człowieka sformułowań tym według nich jest wspanialej! Tak jakby chcieli powiedzieć: "Dziękujcie że macie możliwość słuchania tak wyjątkowo mądrych ludzi!"
Jakie to śmieszne!
If81(jak mniemam 35-latka w za dużym swetrze z dłońmi schowanymi w za długich rękawach) i Matheavyk (tak jakoś pasują mi tu grube okulary i 5-cio dniowy zarost oraz być może fajka i ... kucyk ) to idealni przedstawiciele nawiedzonych Filozofów z których naśmiewał się Piwowski w swoim filmie.
A film 'I origins' mi się podobał. Czuję to wewnątrz siebie i nie muszę tego okazać w pajacowaty sposób ;-)

askan7

A teraz wszyscy podziękujmy za wykłady z Fileozofii Naturalnej z Rzadka Stosowanej. Wszystkim dr, prof, i mgr, dziękujemy
za wkład w klasyfikacje kanonów kinemateografii. Po częsci podzielam zdanie if81 że ,,duchowość,, z tego filmu została wypchnięta przez nadinterpretacje samej duchowości, bo w końcu poszukują przecież jej. Ale nie można wciskać tego filmu między Bergmana a Bertolucciego, reżyser podąża własną ścieżka i trudno oczekiwać by kogoś powielał. Pomimo tego uniedogodnienia film wart obejrzenia.
Ostatnie pytanie czy Wałęsa. Człowiek z nadzieii to w jakim kanonie, bo dla mnie to tak gdzieś pomiędzy Człowiekiem z żelaza a Człowiekiem z marmuru?

askan7

zgadzam sie z Panem lub Panią Askanem dodatkowo 7, nie przetrawiłam (to znaczy nie zrozumiałam) wszystkich wpisów przedmowców, ale gorąco jest powyżej trzeba przyznać. Film według mojej skromnej opini dobry, pewnie ze względu na to że jestem sobą...

ocenił(a) film na 10
if81

Tak ja ten film oceniam na 7 ale grę aktora na 10 a twoje pare słówek z angielskiego nie czynią tu nic . Postudiuj filmistykę naucz się sztuki porównaj do innych filmów dzieło sprawdz kto skomponował muzykę a wtedy daj komenterz. Znawczyni od 7 boleści

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones