Powiem tak: spodziewałam się czegoś innego. Ale nie znaczy to, że rozczarowałam się. Po prostu, czytając opisy i "znając" Blooma, nastawiałam się na jakiśtam film sensacyjny, czy dramat, ale romantyczny, czyli gatunek, za którym nie przepadam.
A tu dostałam film, który zaczyna się tak jak się spodziewałam (chodzi mi o wątek Shy'a i Andrei), by od momentu jak Bloom zostaje oblany kwasem, zmienić się w coś, co wcale nie nazwałabym "romantycznym".
Co ciekawe, przecież ten film powstał dwa lata temu, a rola Blooma jest(według mnie)bardzo dojrzała i całkiem inna od KOH-a czy Elizabethtown.
Ogólnie: nastawiałam się jakiśtam film, a zobaczyłam konkretny film. Takie pozytywne rozczarowania bardzo lubię :)