Po seansie zauważyłem ciekawą zależność - jeśli pozycja na filmwebie ma "umiarkowaną" ocenę, spowodowaną głównie wielkim rozstrzałem ocen (8, 2, 7, 2, 9, 3), to z automatu wiem, żeby filmu nie oglądać. Coś mocno nie wyszło, ale część osób jest w stanie przymknąć na to oko.
Za nic nie potrafię jednak zrozumieć osób broniących takiej pozycji - skoro coś nie zagrało, a film byłby bez tego dobry, to znaczy, że ktoś sromotnie dał ciała - jakby dosypał soli do lodów. Jeśli tobie nie przeszkadza dany zabieg to super - ale skoro masz już neutralną opinię, to czemu stajesz sztorcem przeciw osobom, które nie potrafią zaakceptować zmiany, która im się nie podoba? Bo "mi nie przeszkadza, więc i tobie nie powinna"? Mi nie przeszkadzają temperatury 35*C latem, więc tobie też nie powinny. Tak samo głupie...