Włączyłam przypadkiem, myśląc, że to ten słynny "The secret" :D Po jakimś czasie zaczęło mnie zastanawiać, że to jakoś mocno fabularne, lecz dotrwałam już do końca...Pomijam, że oglądając ten film aż cukier zgrzyta w zębach, lecz - cóż on ma wspólnego z prawem przyciągania? Główna bohaterka nie dość, że nie marzyła nawet o zmianie swojego życia - to do tego była mega pesymistką myślącą, że tak jej życie będzie już zawsze wyglądać...Więc mamy osobę, która nie marzy, nie stawia sobie celów, myśli, że zawsze już tak będzie - i nagle pojawia się rycerz na białym koniu, który nie dość że jej naprawia zderzak, to jeszcze dach:D Przystojny, inteligentny, pracowity, wolny, zawodowo ustawiony (profesor:D) i zainteresowany wdową po 40+ z trójką dzieci. Spoookooooo...Nie twierdzę, że życie nie ma dla nas niespodzianek, lecz pewna doza realizmu czasem by się w Hollywood przydała...Dla mnie film tragedia, wpajający niedojrzałym osobom nadto romantyczną wizję miłości...