Chyba, że jara Cię, jak przez pół "filmu" grupa słabo zagranych komandosów, specjalistów z różnych
dziedzin, pląta się po lesie, strzelając (z bliska) z przeróżnych karabinów do jeżdżącego na
nieśmiertelnym koniu, niezniszczalnego i niematerialnego ducha-kosciotrupa w czarnej pelerynie,
który przez cały film, całkiem materialnie, zabija wszystkich w okolicy (i nie tylko, bo teleportuje się
też w inne miejsca), zestrzeliwuje nawet, ze starego indiańskiego, drewnianego łuku, przy pomocy
drewnianej strzały, wojskowy śmigłowiec, z którego był ostrzeliwany (m.in. jakimiś rakietami). Jest
na tyle niezniszczalny, że poza wspomnianym już ciągłym ogniem karabinowym i ostrzałem
rakietowym, nie przeszkadzają mu nawet wybuchające pod nim miny, ani granaty. Mimo tego na
koniec ginie w wybuchu, a pomimo, że był tylko duchem i szkieletem, po wybuchu wszędzie latają
jego flaki.
Jednak obejrzałem ten film i chciałem przeprosić... Powinienem był Ciebie posłuchać.