Idąc do kina na film, który ma opowiadać historię kucharza, gdzie na dodatek na pierwszym
planie mamy jedzenie, jedzenie i jeszcze więcej jedzenia trudno nie odnieść wrażenia, że ta
produkcja wprost podąża za tym co ostatnio bardzo modne. Mianowicie mam tutaj na myśli
wszelkiego rodzaju programy kulinarne oraz to, że coraz więcej ludzi zaczyna się jedzeniem
bardzo interesować. Nie oglądałem dotychczas żadnych kulinarnych komedii czy filmów w ogóle
i właśnie czuję, że poznałem jakby jakiś nowy gatunek kina i bardzo mi ten fakt się podoba, a
może w tym wypadku należałoby napisać, że dobrze mi to smakuje.
Film nie jest niepotrzebnie długi, pokazuje właściwie wyrwany z całości fragment życia głównego
bohatera, skupia się na niewielkiej ilości wątków, ukazanych w ciekawy - jak na taki gatunek
filmu - sposób. To wszystko sprawia, że ta produkcja jest bardzo lekka, przyjemna w oglądaniu.
Miałem poczucie, że wszystkie dialogi były tutaj istotne i naprawdę dobrze przemyślane, tak
samo jak żarty, którymi okraszony był cały film. Wszystkie składniki z jakich składa się to dzieło
tworzą naprawdę smaczną komedię, niebanalną, nie próbującą rozśmieszać głupotą i tandetą,
ale często takim po prostu naturalnym poczuciem humoru, połączonym ze zwariowanym i nieco
nierealnym amerykańskim stylem życia.
Smacznego!