Jak zwykle reżyser Gabor Csupo posiał się genialnymi zdjęciami, muzyką i przyzwoitymi efektami specjalnymi, ale jednak czegoś brakuje to coś to.. fabuła. Niestety ale fabule zupełnie zabrakło głębi. Szkdoa nie wykorzystanego potencjału. Reżyser ukazuje muzyką i efektami patos i podniosłość filmu ale nie odzwierciedla tego fabuła... mamy bowiem historyjkę o magicznych perłach, dwóch zwaśnionych rodach, i sierocie która oczywiście okazuje się być postacią kluczową... Ska my to znamy?? A no i wiele już takich filmów opartych na tych elementach było... Niestety w filmie prawie nie widać magii a gdzieniegdzie pojawiając się jednorożec robi raczej smętne wrażenie. Pies zmieniający się w lwa wywołał u mnie lekkie politowanie.
A aktorzy?? Bardzo dobrze wypadła Dakota Blue Richards, choć jak na szlachetną księżniczkę to nie wzbudziła sympatii bo była nazbyt rozkapryszona ale niestety reszta tylko statystowała, momentami wręcz zagracając kadr. Pani Heliotrope czy krasnal z kuchni pełnia tylko rolę śmiesznych dodatków, a Ioan Gruffudd (wujek Benmajin) wypadł dość sztucznie zresztą podobnie jak Lawenda. Nie do kona dobrym pomysłem było też granie przez tych samych aktorów dawnych członków rodu i współczesnych bo nie do końca było jasne czy mamy do czynienia z potomkami rodu czy z tymi z przed 400 lat.

Ogólnie potencjał był ale się zmarnował, film do obejrzenia ale to żadna rewelacja.