Uważam, że ten film miałby szansę być dobry, może nawet bardzo dobry, gdyby nie Kristen Steawart, która jak kotwica ciągnie film na manowce. Mnie postać Joan Jett wręcz bawiła, w jej wykonaniu, nawet porządnie "wydrzeć się" nie była w stanie.
Zespole grającym miałką, pretensjonalną muzykę z tekstami wołającymi o pomstę do nieba, z których każdy jest taki sam i podczas słuchania których człowiek myśli sobie "Jeeezu, niech ktoś ją wreszcie wyrucha".