Dobrze nakręcony, Cooper w ogóle ładny i jest dobrym aktorem i sam scenariusz niczego sobie (oczywiście idealnie trafia w rynek zafascynowany master chefami). Ale te sztuczne emocje, ten amerykański humanizm, ten bohater, który wprawdzie się potknął i miał załamanie, ale miłość go uratuje...
Po każdej awanturze czy dawce brutalności... nagle ciaaaach, pianinko sączy ciepłe nutki niczym balsam, aby przypadkiem dobry humor nas nie opuścił... Chyba wolałem już te czarno białe postacie ze starszych filmów niż te, które tak infantylnie skrywają w sobie demony i mroczną stronę grin emoticon
Takie filmy pełnią identyczną rolę "stabilizacyjną" jak bajki dla dzieci - pozwalają przeżyć jakiś strach, napięcie i inne emocje ale w bardzo kontrolowanych warunkach, aby potem wyjść z brzuszkiem pełnym macdonalda i stwierdzić, że różnie to bywa, ale skoro bohaterowi się udało to mi też będzie dobrze ^^