Chyba najsubtelniejszy i bez krwii (!) film w dorobku Martina Scorsese, troche w stylu kina kostiumowego a la Agnieszka Holland, Jane Campion czy James Ivory. Smutne było według mnie to, ze w imie sztywnej etykiety i konwenansow tytułowy bohater, Archer poswiecil własne szczęście i wybral nie te, która naprawde kochal i pozadal.
Koncowa scena zresztą wskazuje, jak bardzo ta decyzja przesladowala go cale dalsze zycie.