Nie jest to może arcydzieło, które odciśnie piętno na światowej kinematografii, ale jest to
bardzo przyzwoite kino i idealny, poprawiający nastrój film na jesienny wieczór dla ciut bardziej
wymagającego widza (ale tylko ciut, bo myślę, że ten film może podobać się przeróżnej
publiczności).
Bardzo silnie inspirowany Fellinim, bardzo włoski, przewrotny, gorzko-słodki, trochę
sentymentalny, a trochę z ciepłym dystansem do życia i przymrużeniem oka. Wydarzenia z
życia codziennego bohatera przeplatają się na równych prawach z jego myślami i
wyobrażeniami, tworząc przerysowany, trochę magiczny obraz rzeczywistości, często zabawny,
czasem tragiczny. Z nutką nostalgii i egzystencjalizmu, ale zawsze jednak pozostający po
słonecznej stronie.
Kilka naprawdę wyśmienitych scen, kilka trochę gorszych, czarny humor, Rzym i kilka
znakomitych postaci. Włosi rzeczywiście mają dar robienia tych "staromodnych" filmów, które
podczas jednej projekcji i bawią, i wzruszają i zostawiają w widzu lekką niepewność. Jest w
tym jakaś prawdziwa miłość do kina, która - mimo pewnych niedociągnięć - mnie jednak kupiła.
Fakt, mocno czuć tu inspirację Fellinim, choć absolutnie nie jest to zżyna. Na upartego możnaby ten film uznać za kontynuację "Słodkiego życia", z Gambardellą jako starszą wersją Papparaziego... Aczkolwiek jest on na pewno bardziej optymistyczny niż arcydzieło Felliniego. Kilka scen, jak np. cameo Fanny Ardant, to czysta magia kina. Nie jestem zły, że wygrał nagrody EFA z "Życiem Adeli".
Miała być wczoraj, tylko się szubrawcom odwidziało... Cóż, może teraz jednak zmienią ponownie zdanie, po tych nagrodach. Powinni. Z przyjemnością zobaczę to jeszcze raz w kinie.
A ja nie mogę się nadziwić czemu przegrał z Życiem Adeli konkurs o Złotą Palmę. Toż to co najmniej dwie gwiazdki różnicy na korzyść Sorrentino. Proszę mi wyjaśnić, Pan zdaje się być specjalistą od nagród.
Nie wiem jak mam wyjaśniać, bo u mnie jednak "Adela" górą i ja z kolei dziwię się trochę (ale za mało by się denerwować) czemu "Wielkie Piękno" zgarnęło nagrody EFA za film roku i reżyserię, gdy wszak "Adela" powinna ;) Może akademicy wyszli z założenia, że skoro ma już Palmę, to oni nagrodzą film w Cannes niedoceniony? Z drugiej strony zgadzam się, że jury w Cannes skrzywdziło ten film... Co prawda na Złotą Palmę nie zasługiwał, a zwycięzcy Grand Prix (czyli jakby "Srebrnej Palmy") nie widziałem, ale na Nagrodę Jury ("Brązową Palmę") zasłużył jednak bardziej niż "Jak ojciec, jak syn" Koreedy (skądinąd również film rewelacyjny). Albo na nagrodę za scenariusz, zamiast "Dotyku zła" Jia. Albo za reżyserię, zamiast "Heliego" Escalante (jury najwyraźniej postawiło na oryginalność). No cóż, na pocieszenie zostaje fakt, że w każdym z tych przypadków przegrał z naprawdę dobrymi filmami, jeśli nie całościowo, to w swych kategoriach. Po prostu festiwal był naprawdę tłusty w zeszłym roku i wszystkich godnych nagrodzenia filmów nie dało się ozłocić.
Nie napisałaś nic o muzyce. Dla mnie była równie ważna co obraz , a przecież i słyszymy tam i Preisnera i Góreckiego. Zwłaszcza Górecki i jego 3 symfonia w połączeniu z pięknymi kadrami tworzy boską mieszankę. Dzięki za piękną recenzję!
Niemożliwe!! 3 symfonia to dla mnie osobiście najpiękniejszy fragment muzyki jaki kiedykolwiek powstał i słuchany przez mnie tysiące razy w domu i kilka razy na żywo. Nie wiem jak mogłam go przeoczyć w filmie!! W której scenie? Śmierć striptizerki? Chyba muszę zobaczyć film jeszcze raz!
(spoilery)
Zauważyłem ciekawą zabawę konwencją. W "Wałkoniach" Felliniego oraz "Cinema Paradiso"/"Malenie" Tornatore widzimy małomiasteczkowe życie, beznadziejną (mniej lub bardziej udaną) próbę wyrwania się bohaterów z miejsc rodzinnych, miejsc bez przyszłości.
W "Wielkim Pięknie" Rzym, symbol wielkiego miasta i możliwości, staje się więzieniem dla bohaterów. Tak jak w "Wałkoniach" udaje się wyjechać tylko Moraldo, tak tutaj powrócić w rodzinne strony decyduje się tylko Romano (i ta żyrafa w tle i "to tylko sztuczka !"). W dyskusjach bohaterów, Rzym często przewija się w kontekście negatywnym.
Kolejną ciekawą sprawą są zawody bohaterów - trudno znaleźć jakiś konkret. Bohaterów poznajemy poprzez zabawę lub jałowe dyskusję. Jep Gambardella jest dziennikarzem, ale znany jest jako pisarz który kilkadziesiąt lat temu napisał jedną książkę; Romano jest niespełnionym reżyserem teatralnym który odnosi sukces gdy sięga w głąb siebie, lecz z osiągnięciem sukcesu przychodzi świadomość i decyzja o opuszczeniu Rzymu; Stefania jest kobietą której życie oparte jest na marzeniach o idealnym życiu i "wannabe", Lello Cava jest dziwkarzem który wszystko by zerżnął, a kardynał Bellucci (sygnowany przez niektórych na papieża!) rozprawia o sposobach przyrządzania potraw.
Główna menażeria przedstawiona w filmie jest ustawiona finansowo lecz , nie napiszę że pusta w środku, ale niekompletna, rozpaczliwie szukająca wartości i jakiegoś sensu w świecie wypełnionym pustymi kaloriami. No i ten tekst siostry Marii na balkonie (piękna scena z flamingami) - "wiesz dlaczego jem korzenie ? bo korzenie są ważne" i chwila gdy przegania flamingi, bo przecież życie to ruch a stagnacja oznacza śmierć ("one lecą na zachód, ale teraz odpoczywają" - jak powiedział asystent siostry).
Wspaniały obraz, na pewno warty obejrzenia kilka razy - w filmie jest dużo smaczków i jeszcze więcej fajnej symboliki. Uważam, że reżyserowi wyszedł zabieg połączenia treści klasycznych gigantów włoskiego kina z nowoczesną, ale jednak wciąż klasyczną estetyką. To o czym pisał sweet0devil, ta specyfika włoskiego kina łączącego różne elementy w jeden spójny obraz, to jego największa siła.
Napewno nie zwrocilbym uwagi na to wszystko. Faktem jest, ze Wasze komentarze wiele wyjasniaja i pozwalaja na zainteresowanie sie tematami, o ktorych przedtem nie myslalem. Zauwazam, ze nie wszystkie, wymienione przez Was filmy, ogladalem. Postaram sie to "nadrobic"(w miare mozliwosci).
Dziekuje za piekne recenzje. Szczegolne podziekowania dla:
hand_painted_coffee i sweet0devil. Ale innym, dodajacym swoje komentarze, tez bardzo dziekuje.
Dla mnie osobiste arcydzieło. Gdy w poszukiwaniu odpowiedzi na pytanie "jak żyć?" (tak wciąż, sobie zadaję to pytanie), trafiam na taki film, to najgłębsze struny w środku drgają. Do tego prawdziwie magiczna forma i niezwykle ciekawy główny bohater.