Obejrzałam "Yumę" wczoraj i moim zdaniem to dobry film. Rzeczywiście, wpadek scenografów jej sporo, ale, jak dla mnie, aż tak wartości filmu nie umniejszają. Poszłam do kina bardziej z ciekawości niż pragnienia obejrzenia obrazu, gdyż za polskim kinem ostatnich lat raczej nie przepadam. No i chciałam obejrzeć Kubę Gierszała (zaznaczam, że gimnazjalistką nie jestem, w tym wieku to ja mam córkę, która to właśnie za nim przepada :))
Przyznaję, że zwiastun nie jest dobrze zrobiony. Mnie jakoś tak narzucił przekonanie, że idę na film akcji przeznaczony dla młodzieży. A jak się okazało, film dla młodej publiczności zdecydowanie nie jest. To obraz dla tych, którzy wczesne lata 90. dobrze pamiętają i czują. Młodzi ludzie powinni koniecznie z kimś starszym na temat ówczesnej rzeczywistości porozmawiać, zanim się nań wybiorą.
Ogólnie rzecz ujmując: scenariusz dobry, gra Kuby przekonująca (chłopak ma taki cenny dar- w oczach i w ogóle na twarzy malują mu się emocje; tego nie da się wyuczyć :)), świetne zdjęcia, które potęgują nastrój. Kasia Figura gra nieźle, ale jej postać jest tak jakoś nieprzekonująca psychologicznie. Polskie ciotki, nawet bajzelmamy, nie uwodzą swych bratanków czy tam siostrzeńców. Wątek romansu z ciotką jest, moim zdaniem, przerysowany. Mnie, jako matkę dorosłych prawie dzieci, zasmucił też fakt, że takich Zygów, fajnych dzieciaków zepsutych przez środowisko, realia, wątpliwej moralności rodziców, zawsze było i jest sporo. No i w życiu nie zawsze występuje happy end, który tutaj, jak dla mnie, jest nieco baśniowy ( tu taka mała dygresja do dziewcząt- okazuje się, że miłość do chłopaka może być silniejsza niż jego do innej, a cierpliwość i konsekwencja potrafią czynić cuda! :))
UWAGA SPOILER
Co do zakończenia, nie wydaje mi się, że to happy end. Wg mnie to zakończenie jest odzwierciedleniem powiedzenia "wyszło jak zwykle", czyli mamy szaloną młodość, a na koniec i tak robimy to, co nam każe rozsądek. Wielka miłość Zygi jest spalona, nigdy go nie zechce, a jego piękna twarz została naznaczona bliznami po oparzeniach. Wielki interes się kończy, nadchodzi szara rzeczywistość. Czas zwrócić się do swojej koleżanki, która od lat usycha z miłości do niego, odłożona na półkę z napisem "plan awaryjny".
Bo to zależy, co rozumiemy przez "happy and". Dla jednego to powrót na "dobrą drogę", życie zgodne z prawem i moralnymi zasadami (tak jest w tym przypadku), dla kogoś innego fajnym zakończeniem byłoby może osiągnięcie przez Zygę złodziejskiego mistrzostwa i zbicie fortuny, a do tego jeszcze objawienie się rudej pod postacią wymarzonego księcia.
No rzeczywiście, macie rację- dla mnie, "starszej pani", wybór życia zgodnego z wszelkimi prawami i uczciwością to jest właśnie szczęśliwe zakończenie :)
Ale czy rzeczywiście Zyga się poddał? A może inaczej- dojrzał?
Dojrzewanie nie polaga na tym, ze zapomina sie o swoich marzeniach i robi sie w zyciu to czego bardzo sie nie chce, ale jest to poprawne z opinia publiczna. Zdecydowanie Zyga sie poddal, nie ma co do tego dyskusji, a widac to szczegolnie w smutnej minie bohatera w ostatniej scenie jak wchodzi do cukierni. Tam nie bylo widac dojrzalego spelnionego czlowieka, a wrak, ktory pogodzil sie z tym co los mu naszykowal, mimo, ze tego nienawidzi. Prosze nie mylic tego z dojrzaloscia, ona nie polega na zakladaniu rodziny, a podejmowaniu odpowiedzialnych decyzji i mysleniu perspektywicznie.
To wszystko jak zwykle zalezy od punktu odniesienia. Dla glownego bohatera to zdecydowanie nie byl happy end, gdyz nie spelnily sie zadne jego marzenia, a jedynie obawy i lek (jest w filmie kwestia jak Zyga mowi, ze nie chce byc cukiernikiem). Nie chcial tez mieszkac w tym miasteczku i marzyl mu sie wielki swiat (a ze wyprowadzic sie nie potrafil, to probowal wielki swiat przeniesc do ich miasteczka).
Natomiast co do reszty bohaterow i jako takiego zycia, to byl zdecydowanie happy end, Bajadera dostala to o czym marzyla cale zycie (Zyge), jak i matka Zygi rowniez (one chciala, by zostal cukiernikiem i zalozyl rodzine). Wszystko zalezy od punktu widzenia ;)
Odniosę się do romansu Zygi z ciotką. Myślicie, że ten wątek posiadał jakiś głębszy sens, coś w stylu symbolu wymknięcia się wszystkiego spod kontroli, przyzwolenia sobie na wszystko i braku moralności? Czy po prostu ciotkę pociągał bratanek (scena, kiedy dała mu klapsa, poza tym wyrobił on sobie swego rodzaju rangę w mieście) i nie należy się niczego w tym doszukiwać?
Mi się przede wszystkim wydaje, że ciotka była dla Zygi jakiegoś rodzaju szczytem możliwości, wydarzeniem, na jakie Zyga może sobie pozwolić dzięki swojej "odwadze" i prestiżowi, którego sam się dorobił. Z drugiej strony rzecz miała się tak, że Zyga musiał odpowiednio zaimponować ciotce, by ta pozwoliła mu "iść na całość". Sam moment ich zbliżenia miał miejsce tuż po scenie, w której ciotka bezpośrednio wyraziła swój zachwyt dokonaniami Zygi (był to chyba moment, w którym chłopaki zdecydowali się na skok na jubilera). Chciała w ten sposób okazać swoją wdzięczność i podziw. Ze względu na oba podejścia do sprawy, ich erotyczny związek nie wydawał mi się w żaden sposób nacechowany emocjonalnie. Dla bohaterów było to zbliżenie pozbawione jakichkolwiek uczuć. Ale może być to jedynie moje wrażenie, tak sądzę. nie jestem doświadczonym interpretatorem kina. :)