http://www.e-splot.pl/index.php?pid=articles&id=2214
Kiedy film zaczyna się od cytatu z Wikipedii, wiemy, że nie należy spodziewać się po nim zbyt
wiele. "Yuma" Piotra Mularuka jest takim właśnie dziełem. Niedookreślonym,
niedopracowanym i opowiadającym właściwie o niczym. Na domiar złego próbuje nas
przekonać, że wszystko to, co dzieje się na ekranie, ma na celu uchwycenie sedna
transformacji, jakiej Polska doświadczyła na początku lat 90.
Uchwycenie sedna transformacji? Czyli, że... to film dokumentalny miał być? To nie był po prostu dramat, kryminał, sensacja w tych akurat czasach? Zbytnią generalizacją jest traktowanie takiego i każdego innego polskiego filmu, którego akcja toczy się w latach ubiegłych, jako obraz tamtych czasów. Subiektywna opowieść o danej grupie ludzi w danym czasie, ot co. Po co traktować ten film tak poważnie? Twórcy w samym zwiastunie tak poważnie się do niego nie ustosunkowali.