ale jak zobaczyłem scenę z grubasem wchodzącym na grabie, nie wytrzymałem.
Tak żałosnej kaki nie widziałem już od jakiegoś czasu.
Scen tego typu było mnóstwo bo "Zarżnięci żywcem" to pastisz, film nastawiony na perfidne robienie sobie jaj z gatunku. Moim zdaniem wypada całkiem fajnie, w dodatku fajnie popatrzeć na Andy'ego Serkisa w innej roli niż Gollum czy King Kong :)
Wybacz, ale ten film takim klasykom pastiszu jak Raimi nie dorasta do pięt. Gagi były na bardzo niskim poziomie, zarówno te sytuacyjne, jak i ukryte w dialogach. Moje reakcje na dowcipy były dokładnie takie same jak Davida. Facepalm i rosnąca frustracja, zero śmiechu...
Nie wiem nawet jak to się stało, że wymęczyłem ten film do końca, zwłaszcza po momencie kiedy "główne cycki ekranu" zostały z niego wymazane...