PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=11969}

Zbrodnie namiętności

Crimes of Passion
6,5 864
oceny
6,5 10 1 864
Zbrodnie namiętności
powrót do forum filmu Zbrodnie namiętności

Ken Russell całkiem udanie o dylematach, szczęściach i nieszczęściach ludzkiej seksualności. W tym kontekście tendencyjnie, złośliwie i prześmiewczo potraktowana kwestia religijności, ale w sumie można to reżyserowi wybaczyć, bo problem, jakiego jego dzieło z pewną może przesadą po części dotyka - skuteczność wiary i religii jako narzędzi walki z ludzkimi słabościami - nie jest wydumany i nadaje się do dyskusji. Może ocena tematu i przesłania filmu brzmi tutaj trochę głębiej (mądrzej?) niż to wygląda na ekranie, jednak nie ma wątpliwości, że sedno sprawy w "Zbrodniach namiętności" (cudowny tytuł) zostało uchwycone. Liczy się przecież efekt.

Nędza erotyzmu (jak to ujął kiedyś Zygmunt Kałużyński) wyziera z człowieka na każdym kroku, nieważne, jak atrakcyjnie zostanie opakowana; szydło zawsze wyłazi z worka. Strach przed samotnością, przed szarą codziennością, przed grzechem i karą, przed zmarnowanym życiem w nudnym małżeństwie, przed czyimiś żalami i pretensjami, mogą (a pewnie, że mogą) wkręcić marną istotę ludzką - która z jakich powodów stale mniema, że brzmi dumnie - w wirówkę rozpaczliwego hedonizmu i nieokiełznanej rozpusty. Bo to jedna z możliwych ucieczek, jakże przyjemna i skuteczna zarazem. Ale nie czarujmy się przecie: piękne, uwznioślone w poematach pożądania kobiet przez mężczyzn i mężczyzn przez kobiety są niczym więcej jak tylko zwierzęcą chucią, instynktownym pędem, a co tam - zwyczajną realizacją biologicznego imperatywu! A świat nasz to jeno perwersyjny cyrk pełen skrzeczących małp i płaczliwych klownów, ogród zoologiczny z otwartymi klatkami albo nawet lepiej: gigantyczny sex-shop zapchany lateksowymi lalami, które udają kobiety, i gumowymi penisami, które udają mężczyzn!

W takich to mniej więcej okolicznościach przyrody pojawia się wielebny Peter Shayne. On próbuje zniszczyć ten chory układ, uleczyć zagubione dusze seksualnych zatraceńców, sprawić, by zapanowała czystość i duchowa nieskazitelność. Co prawda skupia wszystkie swe starania na jednej tylko zatraconej duszyczce, ale przecież uratować od zguby jednego człowieka, to jakby uratować cały świat... W torbie nosi wielebny Biblię z zakładkami, wibrator i sztuczną pochwę. Bo wielebny to nie jakiś tam szeregowy duchowny, lecz człowiek z pasją, autentycznie zaangażowany w problem, uprawiający tzw. obserwację uczestniczącą, żyjący prawdziwie emocjami i orgazmami owieczek, o których uleczenie z szaleńczą determinacją walczy. Ma misję - musi uratować duszę pewnej atrakcyjnej dziwki i aby ten cel osiągnąć, śledzi ją, podgląda (w ścianie burdelu zainstalowawszy uprzednio małego judasza), nachodzi jako w pracy, tak i w domu. Jest jej aniołem stróżem; pod jej oknem cytuje słowa Psalmów.

Niewątpliwie postać wielebnego Shayne'a to - pomimo niekwestionowanych talentów i wdzięków Kathleen Turner - najciekawsza i najbarwniejsza postać w tym filmie. I też najbardziej dla niego reprezentatywna. Jak by nie patrzeć, uosabia kompletne pomieszanie z poplątaniem ludzkich żądz i pragnień, tragiczne rozchwianie, rozedrganie i rozdarcie między dążeniem do duchowego ideału a marnością cielesności i nieuchronnością upadku. (Motywacja wielebnego Shayne’a zasługuje na szczególną uwagę - pytanie, z czym i o kogo tak naprawdę walczy, pozostaje do końca intrygujące. W finale obserwujemy błazeńską przebierankę, która może budzić uzasadnione skojarzenie z "Psychozą" Hitchcocka. Smaczku tej scenie dodaje fakt, że wielebnego odgrywa aktor, który wcielił się w postać pamiętnego Normana Batesa.) To oczywiście nie ten kaliber i nie ta diaboliczna precyzja, z jakimi uderza np. Haneke w doskonałej "Pianistce" lub w "Białej wstążce". Film Russela często nieznośnie balansuje na granicy kiczu (także religijnego) i tapla się w taniej melancholii (choć np. muzycznie niezwykle pozytywnie zaskakuje!). To jeszcze niekoniecznie zarzut, ale bywa też nudnawo, mdławo i niekiedy wręcz pretensjonalnie. Tutaj najdoskonalszym (bezpardonowym) symbolem pomieszania i pogubienia języków i prawd jest mały portret Jezusa w peruce China Blue na ścianie szokującej "porno-kapliczki" zboczonego wielebnego. W soczewce obraz nędzy, kapitulacji, czarnej rozpaczy, pełen jednak różu, błękitu, błyskotek i przyjemnych dźwięków. Migotliwy chaos, zatracenie, zgrabny freakshow, z którego jednak można wyłuskać parę sensownych myśli.

ocenił(a) film na 7
judge_holden

Ps. "O, wy, tkliwe obłudniki, wy, lubieżniki! Brak wam niewinności pożądania: oto dlaczego spotwarzacie pożądanie!" F. Nietzsche

użytkownik usunięty
judge_holden

save your money, shithead

ocenił(a) film na 8
judge_holden

Cze! Taka moja propozycja, aby Twoją powyższą wypowiedź zgłosić jako recenzję filmu (której na chwilę obecną brak). Całkiem trafnie spostrzegasz i opisujesz najistotniejsze wątki w filmie. Poza tym wypowiedź nosi wszelkie znamiona recenzji, jaką zwykło się zamieszczać na FW. Choć niewiele jest tematów na forum (a jeszcze mniej tych godnych czytania, czy obserwacji) nie warto, aby tak celne spostrzeżenia zagubiły się w szumie innych mniej trafnych wypowiedzi.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones