W wielu komentarzach podkreślana jest niebanalna atmosfera filmu Scotta Coopera. W
wielkich powieściach, których nadmierną ilością niestety w ostatnich dekadach nie możemy się
raczyć, niejednokrotnie o kalibrze decyduje sposób ukazania tła epoki, to z jakimi problemami
mierzą się zasiedlający dane państwo czy obszar mieszkańcy, a także nakreślenie tego z jaką
siłą charakteru postacie odpowiadają na wyzwania swojej epoki. To właśnie tło współczesnej
Ameryki, zwane w komentarzach potocznie "klimatem", wraz ze znakomitą obsadą i ścieżką
dźwiękową, świadczy o niebanalnym charakterze tego filmu.
Już pierwsze ujęcia mogą rodzić skojarzenia, że planem było kiedyś potężne, przemysłowe
Detroit, a latem tego roku pierwsze miasto, które ogłosiło bankructwo. Szukając jednak gdzie były
"strzelane" zdjęcia, okazuje się że to obszar Pittsburgha, a więc innej industrialnej potęgi, której
populacja rosła do lat 50-tych (prawie 700 tys.), tak samo szybko jak potem się kurczyła (około
300 tys obecnie). W potężnych hutach i stalowniach pracowały całe pokolenia. W takim zakładzie
pracuje Russell Baze (Christian Bale), i taki to zakład "wykończył ich ojca" według słów brata
Russela - Rodneya. To właśnie Rodnej zdaje się być centralną osią nakręcającą spiralę
zdarzeń. "Kłopoty to jego drugie imię" (He always was trouble) - pociesza, zmartwionego,
starszego z braci Russela, kiedy los Rodneya nie jest znany. To właśnie starając się pomóc
bratu ze spłatą zobowiązań, Russel wypija z wierzycielem (Willem Defoe) jednego Burbona za
dużo i powoduje tragiczny w skutkach wypadek. Kiedy wychodzi z więzienia dowiaduje się że
jego była dziewczyna, którą wciąż kocha jest w ciąży z innym, a stalownie niebawem zamkną.
Zresztą po co baza metalurgiczna, skoro istniejący nieopodal przemysł motoryzacyjny (Detroit), za
sprawą koncernów, w ramach cięcia kosztów, przenosi się do Meksyku i Azji. W takim to
"Klimacie" coraz bardziej gubi się Rodney. Najpierw wyrażając sprzeciw wobec rodzinnej tradycji
zaciąga się na kolejne tury w Iraku, służąc nie do końca sprecyzowanym interesom
amerykańskich elit. Kiedy wraca jest zagubiony jeszcze bardziej, zmieniony przez okropieństwa
wojny. To, że bierze udział w nielegalnych walkach zdaje się być kolejnym wyrazem sprzeciwu
wobec systemu, który nie daje wielkiego wyboru. Patologia zdaje się systemowa. dowiadujemy
się, że na tych terenach, swoją przestępczą "działalność" kryją miedzy sobą całe pokolenia, a
służby są bezradne. Ucieleśnieniem zła jest grany przez Harrelsona narkotykowy dealer.
Powoli zdajemy sobie sprawę, ze ta historia nie może być pogodna, nigdy nie mogła być.
Przypominają się obrazki z nagrodzonego w zeszłym roku, głośnego dokumentu "Detropia". Tak
jakby największa potęga cofała się całe dekady wstecz. Film zdecydowanie lepiej, mniej
nachalnie nakreśla problemy, niż wiele ostatnich produkcji bezpośrednio zajmujących się
kryzysem. Czy Ameryka się podniesie?