Reżyser stara się uwodzić widza (jak czytam poniżej - z dobrym skutkiem) przedłużanymi ujęciami - zarówno scen i jak i twarzy bohaterów. Ma to dać wrażenie głębi. Nie daje. Przede wszystkim dlatego, że bohaterowie, a szczególnie Russell, są jednowymiarowi. Obraz Coopera przypomina westerny - tu jest dobro, tam jest zło. Od razu wiemy, po której stronie mamy być, autorzy filmu nie wysilają się i nie przekonują nas. Film nie jest zły, można popatrzeć, ale wszystko co tu jest, już było (z odwetem rodzinnym na czele).
Zgłaszaj zgłaszaj multikontowy dziwolągu. Zresztą nazwanie kogoś killafornią faktycznie może być obraźliwe.
Ja ciebie cały czas zgłaszam funkadelic, kiki, killafornia czy jak się tam aktualnie nazywasz - za notoryczne chamstwo, wulgaryzmy, łamanie regulaminu i posiadanie kilku kont. Płacz dalej, tragiczny osobniku.
Sporo w tym racji, mógł być doskonały dramat kryminalny czy dreszczowiec , a ostatecznie wyszło kino sensacyjne. Jednak jakiegoś "ducha wyższości" miał, więc zostawiam mocne 7/10
PS: co do dramatu to tylko ostatnia scena się nadaje, ale trwała za krótko i pozostawiała za dużo domysłów.