Film opowiada o 91-letnim paralotniarzu, który wciąż się nie poddaje i realizuje swoje kolejne marzenia związane z lataniem. Janusz Orłowski "Praszczur" jest osobą wyjątkową, zaczął latać na paralotni po siedemdziesiątce. Wyróżniał się wtedy w gronie młodych, wysportowanych paralotniarzy na Monte Grappa we Włoszech, bo po prostu był najstarszy. Dziesięć lat później, w wieku 88 lat zamarzył polecieć z Olimpu. Chociaż trudno było mu się wspiąć na górę Zeusa, to rozwinął swoje skrzydło na szczycie i poszybował. W wieku 91 lat wzbił się na wysokość 326 metrów, czym wpisał się do Księgi Rekordów Guinnessa.
Zmarły przed dziesięcioma laty Marek Kotański pozostawił po sobie nie tylko sieć ośrodków terapii dla uzależnionych i wykluczonych, ale także ludzi, którym kiedyś sam pomógł. Dziś "dzieci Kotana" kontynuują jego dzieło, angażując się głęboko w pracę MONAR-u. W ich wspomnieniach powraca postać mentora - niekonwencjonalnego psychoterapeuty i zaangażowanego działacza społecznego, który w terapii stawiał na ideę wzajemnego pomagania sobie i starał się nie poddawać swoich podopiecznych łatwym ocenom.
Mirosław Dembiński w swoim filmie po raz kolejny porusza palący problem reżimu na Białorusi. Tym razem przedstawia sytuację ze strony artystów uznawanych za głos opozycji: Svieta - wokalistka zespołu Tarpacz oraz Lavon Volski, który jest liderem N.R.M.. Oboje widzą sytuację nieco inaczej, lecz zestawianie idealistycznego postrzegania świata przez Svietę oraz cynizmu Lavona łączy się we wspólny okrzyk sprzeciwu przeciwko Łukaszence. Filmowi towarzyszy muzyka wspomnianych artystów.
Film opowiada o dramatycznych wydarzeniach związanych z wyborami prezydenckimi na Białorusi. Przedstawia walkę młodych Białorusinów przeciwko reżimowi Łukaszenki. Konspiracyjne akcje, demonstracje, brutalna pacyfikacja społecznego protestu pokazane są od środka, z punktu widzenia młodych opozycjonistów. Dzięki temu powstał bardzo emocjonalny obraz politycznej sytuacji w ostatnim totalitarnym państwie w Europie.
Krasnoludki pojawiły się w Polsce w latach 80. Po wprowadzeniu stanu wojennego ludzie pisali na murach opozycyjne hasła, które na polecenie władz starannie zamalowywano. Waldemar Major Frydrych wpadł wówczas na pomysł, by na tych plamach malować krasnoludki. Wkrótce krasnoludki zeszły z murów na ulice i zaczęły organizować happeningi pod hasłem "Nie ma wolności bez krasnoludków". Zdezorientowana milicja aresztowała krasnoludki. Komunistyczny system osiągnął apogeum absurdu. W ten sposób krasnoludki przyczyniły się na swój sposób do obalenia komunizmu i muru berlińskiego. Kiedy w 2004 r. na Ukrainie wybuchła "pomarańczowa rewolucja", krasnoludki postanowiły przyjść jej z pomocą. Dobra wróżka Rusłana zaczęła robić na drutach pomarańczowy szal, który miał połączyć Warszawę z Kijowem. Krasnoludki udały się w podróż pomarańczowym autokarem. Po drodze w miastach i na wsiach zbierały kolejne setki metrów poparcia. Wiozły ze sobą czekoladowe głowy kandydatów na urząd prezydenta, aby lud mógł przed wyborami posmakować władzy. Głowę Janukowycza Ukraińcy zjedli we Lwowie i w Tarnopolu, ale głowę Juszczenki krasnoludki dowiozły do Kijowa. Zwycięskiej nocy przekazały pomarańczowy szal Rusłanie, która zawiesiła go na szyi prawowitego prezydenta Ukrainy. Po raz kolejny krasnoludki pomogły w słusznej sprawie.