Recenzja filmu

Zakwakani (2016)
Viktor Lakisov
Artur Kaczmarski
Robbie Daymond
Andrea Becker

Dozwolone do lat jedenastu

Gdyby twórcy filmu skupili się na zabawianiu małych dzieci,"Zakwakanych" można byłoby jeszcze bronić. Problem jednak w tym, że Lakisov i spółka od czasu do czasu pozwalają sobie na niestosowne
Animacja "Zakwakani" powstała z myślą o bardzo konkretnym odbiorcy. To dzieci w wieku przedszkolnym i wczesnoszkolnym. Film wymaga bowiem umiejętności skupienia i śledzenia fabuły na najbardziej podstawowym poziomie. Jest jednak dziełem zabójczym dla osób dorosłych, obdarzonych w pełni rozwiniętym systemem poznawczym pozwalającym rozpoznać, że twórcy oferują jedynie kolorową, hałaśliwą papkę.

   

Już samo opisanie fabuły "Zakwakanych" nastręcza problemów. To historia młodego kaczora, który jest Wybrańcem. Zgodnie z przepowiednią zapisaną w Świętej Księdze ma ocalić świat przed katastrofą polegającą na zniknięciu słońca. Przepowiednia sugeruje, że wydarzenie jest cykliczne i odbywa się raz na 100 lat. Problemy zaczynają się, kiedy widz spróbuje zastanowić się nad naturą katastrofy, nad tym, co stanowi o zwycięstwie i porażce, i czy cykliczność dotyczy wyłącznie kaczego narodu wybranego czy może również czarnego charakteru.

Oczywiście dla dziecka kwestie te nie mają żadne znaczenia. Dla widza dorosłego, który podczas seansu naprawdę nie ma do roboty nic innego, jak tylko stawianie tych pozbawionych odpowiedzi pytań, będzie to źródło bólu głowy. A nie ma czym zaprzątnąć głowy, ponieważ twórcy tak skonstruowali fabułę, by śledziło się ją z największym trudem. Viktor Lakisov zdaje się niewiele wiedzieć o opowiadaniu bajek, czego efektem jest to, że poszczególne sceny kompletnie się ze sobą nie kleją. W wielu momentach film wygląda, jakby poszczególne sceny tworzyły z tych samych prefabrykatów różne ekipy, a każda z nich działała w izolacji; dopiero na końcu reżyser posklejał wszystko z montażystami w jedną historię. Ale i to przeszkadzać będzie wyłącznie tym, którzy lubią kino i cenią sobie sztukę snucia filmowej opowieści. Młody widz dostrzeże jedynie to, że "Zakwakani" są kolorową animacją pełną humoru, jakiego sto lat temu królami byli Flip i Flap (zresztą ich współczesne reinkarnacje znalazły się w tej produkcji).

I gdyby twórcy filmu rzeczywiście skupili się na zabawianiu małych dzieci, "Zakwakanych" można byłoby jeszcze bronić. Problem jednak w tym, że Lakisov i spółka od czasu do czasu pozwalają sobie na niestosowne żarty, które dzieciom do niczego nie są potrzebne, a u dorosłych wywołają zażenowanie. Dotyczy to głównie wszelkich aluzji seksualnych obecnych czy to w dialogach czy też w wątku policjanta zakochanego w bohaterce o dość karykaturalnej budowie ciała. 

Na to nakłada się problem z polskim dubbingiem. Jest on kolejnym przykładem na brak dostosowania języka do potrzeb młodego odbiorcy. W tym przypadku autorzy polskiej listy dialogowej sięgnęli po anachronizmy, rusycyzmy i terminy, których znaczeń dzieci raczej nie rozumieją. Być może nie doceniam zakresu pojęciowego 6-latków, ale mam poważne wątpliwości, czy byłyby w stanie odpowiedzieć na pytanie o to, kim są "alianci" albo "gieroj" (oba słowa padają w filmie).

Polski dubbing wzmacnia również wzorce zachowania, które (przynajmniej teoretycznie) wpaja się dzieciom jako niewłaściwe. Dotyczy to przede wszystkim wykorzystywania wulgaryzmów jako przecinków lub formy zaakcentowania wypowiedzi. Nie mam wątpliwości, że 99% odbiorców bez trudu zrozumie, co bohaterowie ma na myśli mówiąc: "To se kwa polatałem" albo "Do kury w nędzy". Jest to więc kinowa przyjemność wątpliwa na każdym poziomie.
1 10
Moja ocena:
2
Rocznik '76. Absolwent Uniwersytetu Warszawskiego na wydziale psychologii, gdzie ukończył specjalizację z zakresu psychoterapii. Z Filmweb.pl związany niemalże od narodzin portalu, początkowo jako... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones