Recenzja filmu

Kosmiczna jazda. Hau! Hau! Mamy problem! (2013)
Inna Evlannikova
Aleksander Khramtsov
Alicia Silverstone
Ashlee Simpson

Wschodnia strona księżyca

Scenariusz sprawia wrażenie, jakby pisano go na bieżąco w trakcie produkcji, lecz, paradoksalnie, to dobra wiadomość – ignorując związki przyczynowo-skutkowe i zmieniając w tempie serii z
Filmy realizowane z myślą o najmłodszych dzieciakach rządzą się swoimi prawami. Zazwyczaj łatwiej jest powiedzieć, czego ich twórcy nie robią źle, niż co robią dobrze – odwoływanie się do tak specyficznej wrażliwości to w końcu stąpanie po kruchym lodzie. "Kosmiczna jazda" nie jest obrazem wulgarnym ani głupawym. Nie przypomina marketingowej kalkulacji, skoku na nasze portfele. Twórcy nie kokietują rodziców dwuznacznymi żartami, nie przymuszają nas do śmiechu i nie zanudzają. A to już całkiem sporo. 

   

Film jest sequelem rosyjskiej animacji "Biała i Strzała podbijają kosmos" sprzed kilku lat. Po uratowaniu świata i okolic, psie bohaterki wracają na Ziemię i próbują swoich sił w rolach lokalnych celebrytek. Łatwo nie jest, numery wokalno-taneczne okazują się zajęciem podwyższonego ryzyka, a zew przygody nie cichnie. Nie trzeba oczywiście długo czekać, by przyjaciółki wróciły na gwiezdny szlak. Gdy tajemnicza siła rozpocznie masową kradzież ziemskich dobytków – od walizek podróżnych po Statuę Wolności – zaś podczas rekonesansu na księżycu zaginie duma narodu, bohaterski dog Kazbek, Biała i Strzała po raz kolejny przywdzieją skafandry astronautów i wyruszą z misją ratunkową. 

Scenariusz sprawia wrażenie, jakby pisano go na bieżąco w trakcie produkcji, lecz, paradoksalnie, to dobra wiadomość – ignorując związki przyczynowo-skutkowe i zmieniając w tempie serii z karabinu maszynowego miejsca akcji, twórcy rozkręcają frenetyczny spektakl. To coś, w czym Wasze pociechy na pewno się rozsmakują, bo choć film trwa tylko godzinę, to nie ma w nim przestojów i ględzenia bez powodu. Jest natomiast festiwal obezwładniającej akcji i mniej bądź bardziej udanych gagów. Osadzenie akcji w alternatywnej rzeczywistości, w której wyścig zbrojeń pomiędzy USA a Rosją przypomina zdrową, sportową rywalizację, to niezły przykład absurdalnego humoru, z kolei wykorzystywanie zimnowojennej ikonografii na pewno umili czas rodzicom.

   

To niestety również film, w którym interesujące pomysły zostają pogrzebane przez tragiczną animację. Całość wygląda, jakby klejono ją na zajęciach ZPT: mimika postaci, mówiąc delikatnie, jest zbyt oszczędna, lokacje wyglądają sterylnie, a tła są pozbawione detali. Steampunkowy księżycowy łazik, inspirowany klasyką sci-fi lat 50. kosmiczny robot albo wzięty najpewniej z "Doktora Who" motyw budki telefonicznej jako całkiem przyzwoitego wehikułu do międzygwiezdnych podróży mogą się podobać i fajnie, że dzieciaki oswajają się z tak nieoczywistymi zmianami estetyki. Tym większa szkoda, że poziom technicznego wykonania jest zbyt niski, aby wykorzystać potencjał tkwiący w podobnych pomysłach.

Sektor kina animowanego, w który celuje reżyserski tercet, wciąż wydaje się niezagospodarowany. W idealnym świecie twórcy dostaliby po prostu na swój film więcej pieniędzy. W tym prawdziwym mogą jedynie pomyśleć nad zmianą stylistyki. I miejmy nadzieję, że publiczność wykupi im jeszcze jedną szansę. 
1 10
Moja ocena:
6
Dziennikarz filmowy, redaktor naczelny portalu Filmweb.pl. Absolwent filmoznawstwa UAM, zwycięzca Konkursu im. Krzysztofa Mętraka (2008), laureat dwóch nagród Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones