Seriale
Gry
Rankingi
VOD
Mój Filmweb
Program TV
Zobacz sekcję

Recenzja filmu

Bohater spod mikroskopu

Jeszcze dziesięć lat temu nie do pomyślenia było wprowadzenie na ekrany kin adaptacji komiksu o człowieku zmniejszającym się do rozmiarów mrówki. W planach Marvel Studios były opowieści skupiające się na najbardziej ikonicznych postaciach Marvela, takich jak Iron Man, Hulk, Thor i Kapitan Ameryka. Ich solowe filmy, miały położyć fundamenty, pod spójne kinowe uniwersum, mające w całości opierać się na komiksach wydawnictwa. W sukces przedsięwzięcia wierzyło niewielu, biorąc pod uwagę wcześniejsze produkcje o tej tematyce. Po takich porażkach jak "Ghost Rider" z Nicolasem Cage'em i "Daredevil" z Benem Affleckiem, trudno się jednak dziwić sceptykom. Pomimo to kiedy w 2008 roku zaczął się rodzić MCU (Marvel Cinematic Universe), stało się jasne, że nadeszły nowe czasy. Czasy, w których kino superbohaterskie stało się jedną z podstawowych gałęzi rozrywki kinowej.



Marvel Studios, mimo wieloletniej dobrej passy, miało do naprawienia kilka błędów. Największym z nich było nadwyrężenie długu zaufania widzów, którym nie przypadła do gustu ostatnia produkcja studia: "Avengers: Czas UltronaBędąca wielką reklamą całego uniwersum, bardziej przypominała odcinek serialu, niż pełnoprawny film o grupie Mścicieli. Na całe szczęście dla wytwórni, zaledwie dwa miesiące po premierze "Ultrona", na ekranach zagościł film, pozwalający zapomnieć o jego potknięciach i przypominający o atutach (oraz wadach, niestety) całego kinowego uniwersum Marvela.



"Ant-Man" jest wyjątkowy nie tylko ze względu na mikroskopijne rozmiary głównego bohatera. Jest to pierwsza produkcja, w której dane nam jest zobaczyć zmianę pokoleniową pomiędzy głównymi, dopiero co poznawanymi bohaterami. Opowieści typu "orgin story" skupiających się na początkach danego superbohatera trudno zliczyć. Jednak niewiele z nich zostało poprowadzonych w tak komicznej tonacji. W "Ant-Manie" została ona wprowadzona przez relację postaci Hanka Pyma, emerytowanego Człowieka Mrówki (Michael Douglas, który wyraźnie świetnie się bawi w swej nowej roli) i głównego bohatera – Scotta Langa (Paul Rudd). Różnice pomiędzy ich życiowymi motywacjami nadają filmowi niespotykanej jeszcze w produkcjach Marvel Studios ckliwości. Wystarczy dodać do tego kilka dramatów rodzinnych i mamy już gotowy obraz kina familijnego. To właśnie niezwykły jak na tego typu produkcje urok czyni najnowsze dziecko Marvel Studios jednym z jego najciekawszych obrazów. O jego sile nie stanowi przesyt CGI, spektakularne sekwencje walk czy liczne nawiązania do innych filmów Marvela. To właśnie urok opowieści o rodzinnej miłości stanowi podwaliny całej produkcji. A jak wiemy, w ekranizacjach komiksów, nie często się to zdarza.

Jednak nie obyło się bez potknięć. Za największe z nich uznać należy to, co niejednokrotnie było skazą na tle całego MCU. Mowa oczywiście o czarnym charakterze, który, podobnie jak w wielu innych produkcjach studia, jest postacią, która wydaje się wciśnięta do filmu na siłę. W "Ant-Manie" postawiono na jednego z klasycznych antagonistów Człowieka Mrówki, czyli Darrena Crossa (Corey Stoll), który pod jakże chwytliwym pseudonimem "Yellowjacket" , nie jest ani przerażający, ani nawet interesujący. Jego motywacje i działania oparte na wielokrotnie przerabianych schematach nużą i wydają się stanowić tylko niepotrzebny dodatek, o którym przyjdzie nam zapomnieć zaraz po seansie.



Można jednak uznać "Ant-Mana" za udaną produkcję, wprowadzającą do kinowego świata Marvela kolejnego herosa ze specyficznym poczuciem humoru i paroma niecodziennymi gadżetami na podorędziu. Pozostaje zatem trwać w nadziei, że jego kolejne występy w nadchodzących produkcjach Marvel Studios będą równie ciekawe i dodadzą do nich nieco uroku, którego wyraźnie im brakuje.

Moja ocena:
7
Udostępnij:
Przejdź na Filmweb.pl

najnowsze recenzje