Seriale
Gry
Rankingi
VOD
Mój Filmweb
Program TV
Zobacz sekcję

Recenzja filmu

Jeśli wierzyć twórcom najlepszego filmu o sztuce iluzji, czyli "Prestiżu" Christophera Nolana, każda sztuczka magiczna składa się z trzech etapów. Pierwszy z nich to Obietnica - poznajemy przedmiot triku, badamy go, weryfikujemy wagę i stan skupienia - to oczywiście metafora naszego racjonalizmu. Kolejny, zwany Zwrotem, jest chwilą, w którym "dzieje się" magia, przedmiot znika, dziewczyna zostaje rozcięta piłą, a ptak w klatce - zmiażdżony. Wreszcie Prestiż, iluzja w mocy; to, co zniknęło, pojawia się na powrót, a my przecieramy oczy ze zdumienia. Film Jona M. Chu wzorowo realizuje dwa pierwsze założenia. Kiedy jednak przychodzi do puenty, okazuje się, że potrzeba czegoś więcej niż poplątanego scenariusza i paru łopatologicznych retrospekcji, by rzucić na nas czar.



Druga część wychodzi z podobnego założenia co oryginał, zaś jej akcja rozgrywa się w równie absurdalnej rzeczywistości: oto w roku pańskim bieżącym tysiące ludzi trwonią swoje wypłaty, by oglądać na scenie żonglerów, speców od hipnozy i prestidigitatorów. Zaś ci - po godzinach czarujący superzłodzieje - od czasu do czasu okradną kogoś bogatego i sypną groszem ze sceny (co samo w sobie jest paradoksem, bilety na ich show muszą przecież kosztować fortunę). Na razie jednak magiczna grupa Czterech Jedźców unika rozgłosu, ich zakonspirowany w FBI lider (Mark Ruffalo) myli tropy i kieruje reflektory w inną stronę, a do kontrataku zza więziennych murów szykuje się dawny wróg Thaddeus Bradley (Morgan Freeman). Zmuszeni do działania, bohaterowie upychają króliki w kapeluszach, asy w rękawach i rozpoczynają kolejną śmiertelną rozgrywkę.



Dynamika relacji między postaciami - pomimo scenariuszowych braków - okazała się narracyjnym paliwem poprzedniej części. Tym razem jednak temperatura spada poniżej zera: motywacje bohaterów to zbędny balast, dialogi pisano na kolanie, każdy w zasadzie gra swoje: Jesse Eisenberg, jak to Jesse Eisenberg, wypluwa kaskady słów i odpala kolejne tiki nerwowe; Woody Harrelson daje popis błazenady w podwójnej i podwójnie irytującej roli; Morgan Freeman cedzi słowa swoim tubalnym głosem tak, jakby zależały od nich losy świata; zaś świetny komediowy aktor Dave Franco pozostaje dramatycznie niewykorzystany. Nowe twarze w ekipie, zwłaszcza bezpretensjonalna Lizzy Caplan oraz bawiący się emploi rozpuszczonego bogacza Daniel Radcliffe, nieco odświeżają tę konwencję. To jednak wciąż za mało na film, w którym prawdziwa magia powinna materializować się także w aktorskich pojedynkach.    


Ekspozycja wypada nieźle, zawiązanie akcji jest intrygujące, zaś mętne wyjaśnienia, dziury logiczne i absurdalne rozwiązania fabularne pojawiają się na tyle późno, że są raczej przykrym rozczarowaniem niż ostatnim gwoździem do trumny. Jon M. Chu nie ma w swojej filmografii świadectw wielkiego reżyserskiego talentu, lecz jest porządnym narratorem: potrafi zbudować i utrzymać napięcie, dobrze kontroluje tempo, daje poimprowizować aktorom (tutaj znów na czoło korowodu wysuwa się Caplan). Jak na film o magii za dużo tu czarów z komputera, a za mało tu montażowej finezji, operatorskich sztuczek i zabawy perspektywą, lecz nie będę kłamać - sekwencja finałowego skoku zrobiła na mnie wrażenie.

Filmy o magii są w gruncie rzeczy opowieściami o samym kinie - o sztuce budowania iluzji, utrzymywania widza przed ekranem, kuszenia Obietnicą i zaspokajania Prestiżem. A dobra sztuczka magiczna powinna jednocześnie umacniać naszą wiarę w magię i podsuwać racjonalne wyjaśnienie tuż pod nos. I być może w tym tkwi problem "Iluzji 2", która nie przynosi ani jednego, ani drugiego. Jej twórcy, zamieniając serię w maszynkę do robienia pieniędzy, nie chcą nas oczarować, tylko po prostu - kupić.  


Moja ocena:
5
Michał Walkiewicz
Dziennikarz filmowy, redaktor naczelny portalu Filmweb.pl. Absolwent filmoznawstwa UAM, zwycięzca Konkursu im. Krzysztofa Mętraka (2008), laureat dwóch nagród Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej... przejdź do profilu
Udostępnij:
Przejdź na Filmweb.pl

najnowsze recenzje