Seriale
Gry
Rankingi
VOD
Mój Filmweb
Program TV
Zobacz sekcję

Recenzja filmu

Czy zabiłbyś dziecko?

Dziecięca niewinność to jedna z najefektowniejszych filmowych pułapek. Ile w końcu potrzeba, by małe, niedojrzałe istoty stały się dla nas najbardziej przerażające? Nie nauczone jeszcze reguł moralności i zasad funkcjonowania społecznego, kilku- i kilkunastolatki mogą być pozbawione naturalnych granic i zahamowań. Przy tym wszystkim dzieci – chodzące symbole niewinności – otoczone są kulturową barierą ochronną. Ten wszechobecny w horrorze trop (by wspomnieć chociażby klasyczne "Dzieci kukurydzy" czy "Czy zabiłbyś dziecko?") postanowił w swojej drugiej pełnometrażowej fabule wykorzystać czołowy norweski twórca Eskil Vogt.



"Niewiniątka" częściowo możemy traktować jako twórcze rozwinięcie "Thelmy" Joachima Triera z 2017 roku. Vogt, najlepszy przyjaciel i etatowy scenarzysta autora "Najgorszego człowieka na świecie", był już wtedy ojcem. Zainteresował go mariaż grozy, tajemnicy oraz kina inicjacyjnego. W celu dalszej eksploracji tej rzeczywistości, wsobnego świata młodości i pozornej niewinności, licealistkę Thelmę zastąpił czwórką dzieci z wczesnej podstawówki, mieszkających na jednym osiedlu.

Twórcy filmu, snując opowieść o kilkuletniej blondwłosej Idzie (świetna Rakel Lenora Fløttum), jej starszej autystycznej siostrze Annie, sadystycznym Benie z rozbitej rodziny oraz opiekuńczej Aishy – jedynej osobie umiejącej skomunikować się z Anną – nie boją się łamać tabu. Brutalność zachowań dzieci wobec samych siebie jest tu olbrzymia, zaś ujawniające się z czasem, ponadnaturalne, niemal superbohaterskie zdolności tylko ją zaostrzają (te ostatnie zresztą wraz z trwaniem filmu przybierają naprawdę widowiskową formę; podczas zeszłorocznej canneńskiej premiery nie brakowało porównań "Niewiniątek" do serii "X-Men"). Jednocześnie rodzice pozostają na ich działania ślepi i głusi. Ignorując lub idealizując swoje latorośle, stają się celem ich krwawej zemsty. To kolejne podobieństwo z kultowym arcydziełem Narciso Ibáñeza Serradora z 1976 roku, w którym intuicyjna niechęć do obrony sprowadziła na dorosłych zgubę.





Eskil Vogt, podobnie jak w swoim debiucie – "Ślepowidzeniu", a także tekstach dla Triera takich jak "Reprise. Od początku, raz jeszcze…" czy "Oslo. 31 sierpnia", tworzy swoisty akt oskarżenia przeciw rodzinie jako strukturze, w której łatwo o komunikacyjną atrofię. Jego pierwszy film pokazywał Ingrid, która po utracie wzroku zaczyna popadać w obsesję na punkcie domniemanej niewierności swojego męża. W "Niewiniątkach" inną ważną linię narracyjną stanowi prezentacja strachów mieszczańskiego skandynawskiego społeczeństwa wobec polityki multikulturalizmu i obecności licznych emigrantów. Punktem wyjścia opowieści jest przeprowadzenie się Anny i Idy z prowincji do podmiejskiego blokowiska oraz poznanie tam dzieci z drugiego pokolenia emigracyjnego. Chociaż najmłodsi pozbawieni są zakorzenionego wśród ich rodziców biernego rasizmu, to napięcie i wątpliwości dorosłych drugoplanowych bohaterów są tu wyraźnie wyczuwalne. Zwłaszcza w pierwszych scenach na myśl od razu przychodzi "Gra" Rubena Ostlunda, zimny i niepokojący obraz uprzedzeń i dynamiki siły w relacjach różnych kodów kulturowych.



Wobec powyższego, zaskakiwać może fakt, że największym problemem "Niewiniątek" jest właśnie scenariusz. Pierwszy akt ustawiający całą akcję trwa zdecydowanie zbyt długo, być może z przyczyn budżetowych bardziej widowiskowe sekwencje zostały ściśnięte w finale, a co za tym idzie – spora część tej dwugodzinnej produkcji ogranicza się do powtarzalnych spotkań i czynności, do oczekiwania na nieuniknione. Przy tym niedoświadczony w gatunku horroru Vogt nie jest w stanie równomiernie budować narastającej atmosfery grozy, zamiast tego kreując swoistą sinusoidę bardzo stresujących momentów przeplatanych flautą. Podobnie jak w "Thelmie", nie brakuje tu wizualnej metaforyki i wypychanych na pierwszy plan symboli, które jednak zazwyczaj pozostają boleśnie oczywiste i proste do odczytania. Z drugiej strony, operator Sturla Brandth Grøvlen, który ma gigantyczne doświadczenie w łamiącym granice realizmu portretowaniu dorastania (m.in. "Serca z kamienia", "Victoria", "Wendy"), poradził sobie z zadaniem nasycenia grozą obrazków w pełnym słońcu, niczym nasz rodak Paweł Pogorzelski w "MidsommarCzęsto prześwietlone kadry placów zabaw i osiedlowego lasku, chociaż kuszą pozornym bezpieczeństwem, funkcjonują jako równoległa rzeczywistość o własnych i brutalnych prawach.

Chociaż "Niewiniątka" nie oferują wiele nowego fanom kina grozy, to wyjątkowy, "słoneczny" nastrój, spora brutalność oraz ambicje wynikłe z korzeni festiwalowych (film rywalizował w canneńskiej sekcji Un Certain Regard) sprawiają, że w trakcie sezonu ogórkowego warto zwrócić na nie uwagę. Norwegowie, przez tak długo schowani w cieniu swoich duńskich i szwedzkich sąsiadów, mówią głośno i wielogłosem. I kto wie, może w ślad za Vogtem i Trierem, pójdzie niedługo jakiś przyszły klasyk horrorowego gatunku.

Moja ocena:
6
Udostępnij:
Przejdź na Filmweb.pl

najnowsze recenzje