Seriale
Gry
Rankingi
VOD
Mój Filmweb
Program TV
Zobacz sekcję

Syndrom sztokholmski po francusku

Michel Houellebecq jest pisarzem, obok którego nie można przejść obojętnie. Kontrowersyjność jego dzieł, przesyconych mizantropią, pornografią, krytyką religii (w szczególności islamu) i pesymistycznymi wizjami świata, a jednocześnie pełnych celnych, acz cynicznych uwag o społeczeństwie sprawia, że ciężko o inną relację z jego twórczością, niż przysłowiowe love-hate relationship.

Gdy więc w 2011 roku Houellebecq zniknął nagle w trakcie trasy promującej książkę "Mapa i terytorium", w literackim światku zawrzało. I mimo że nieobecność pisarza trwała zaledwie kilka dni, a on sam po wszystkim uparcie twierdził, że po prostu "zapomniał" o kolejnych spotkaniach, liczne plotki i spekulacje za sprawą mediów żyły już własnym życiem.




Zainspirowany tym, bądź co bądź niewyjaśnionym, incydentem francuski reżyser Guillaume Nicloux postanowił nakręcić we współpracy z samym zainteresowanym swoją wersję wydarzeń wspomnianych kilku dni. Oto widzimy Houellebecqa snującego się z nieodłącznym papierosem po ulicach Paryża i sprawiającego wrażenie przytłoczonego codziennością: przykrą koniecznością remontu mieszkania, telefonami od agenta czy zaczepiającymi go na ulicy czytelnikami. W drodze powrotnej do domu pisarz zostaje nagle osaczony przez trzech osiłków, wpakowany do skrzyni i wywieziony za miasto. Na miejscu okazuje się, że akcja porywaczy nie do końca była przemyślana, nikt szczególnie nie kwapi się do opłacenia okupu za znanego literata, a sama ofiara coraz bardziej cieszy się z przymusowego urlopu od obowiązków. Relacja oprawcy-ofiara dość szybko ewoluuje w rodzinną wręcz więź, a porywacze spełniają kolejno coraz bardziej zuchwałe zachcianki pisarza. Jedynym utrapieniem Houellebecqa wydaje się być ograniczony dostęp do zapalniczki.


W rezultacie współpracy Niclouxa i Houellebecqa otrzymaliśmy po części niskobudżetową i niestarannie nagraną komedię, po części mockument, w którym każdy z występujących nie tyle gra, co po prostu jest sobą (w większości przypadków występujący w filmie zachowują nawet swoje prawdziwe imiona). U boku pisarza pojawiają się zarówno naturszczycy (jak Mathieu Nicourt czy Luc Schwarz), jak i profesjonalni aktorzy (posiadająca spory dorobek filmowy Françoise Lebrun), którzy w sposób naturalny i zupełnie nieudawany rozmawiają na przeróżne tematy, od dywagacji na temat kondycji współczesnej literatury, przez rozważania o ludzkiej naturze, samotności, polityce czy Polsce po tłumaczenie podstawowych chwytów w mieszanych sztukach walki.

Bohaterowie autentycznie się kłócą, żartują, wspólnie siedzą przy stole i wygwizdują Marsyliankę. Kiedy się upijają, upijają się naprawdę, kiedy pędzą autostradą z zawrotną prędkością 280 km/h, również robią to naprawdę. I choć znajomość twórczości Houellebecqa z pewnością pomoże odnaleźć się w scenerii, każdy, kto tylko da się ponieść atmosferze panującego absurdu, zanim się obejrzy, będzie bawił się równie dobrze, co obsada na planie filmu.


6
soul of an elf, habits of a cat
Udostępnij:
Przejdź na Filmweb.pl

najnowsze recenzje