Seriale
Gry
Rankingi
VOD
Mój Filmweb
Program TV
Zobacz sekcję

Recenzja filmu

Do siedmiu razy sztuka?

Na początek powiem, że to jeden z tych filmów, które się nie starzeją. Nie ma w nim efektów, które z czasem stają się śmieszne, a problemy dotyczące akcji są ponadczasowe. Rzecz tyczy się ludzkiej skłonności do grzechu i ukazanie tego za pomocą bardzo krwawych, okrutnych obrazów, serwowanych widzowi przez seryjnego zabójcę z misją.

Mamy tu całą paletę świetnych aktorów. O Morganie Freemanie nawet nie muszę wspominać – to aktor z takim dorobkiem, że nie ma chyba osoby, która nie znałaby jego nazwiska. Gwyneth Paltrow stworzyła cudowną, pełną ciepła i miłości postać żony detektywa Millsa. Do Brada Pitta jakoś nie mogę się przekonać, ale muszę przyznać, że w tym filmie zagrał perfekcyjnie. A scena końcowa przykuwa do fotela. Ale i tak nie ma chyba wątpliwości, że główną postacią w "Siedem" jest John Doe, grany przez Kevina Spacey'ego. Uwielbiam tego aktora, podoba mi się w każdej swojej roli. Ma taką specyficzną, ciepłą twarz, pasującą świetnie do postaci kochających ojców czy miłych, nieszkodliwych kosmitów. I właśnie ta twarz sprawia, że jego John Doe tak bardzo przeraża. Ma tak zwichrowaną, a jednocześnie genialną psychikę, że nie sposób go nie podziwiać.

Fabuła opowiada o seryjnym zabójcy, który pragnie pokazać ludziom, jak bardzo są grzeszni. Jego zabójstwa są przerażające, ale każde jest niebywale przemyślane i ma swoje miejsce w wielkim planie Johna. Wszystkie ofiary są ze sobą powiązane, bo każda z nich prezentuje jeden z grzechów głównych. Na przykład "Obżarstwo" ukazane jest pod postacią bardzo otyłego mężczyzny, którego morderca zmuszał do nieustannego jedzenia, aż pękł mu żołądek, a "Lenistwo" to inny mężczyzna, który cały rok leżał na łóżku, aż zaczął przypominać mumię. "Pycha" to piękność, która musiała dokonać dramatycznego wyboru, a "Żądza" odbyła zabójczy stosunek. John bawi się w kotka i myszkę z policją, a ta odkrywając kolejne ofiary, jest bezradna.

Film jest niesamowicie mroczny. Trochę przypomina mi klimatem "Celę", choć tamta produkcja jest bardziej surrealistyczna. Tu mamy do czynienia nie z aktem zemsty na świecie, który tak skrzywdził zabójcę, tylko z misją oczyszczenia go z plugastwa i zmuszeniem ludzi do słuchania. Widzimy ciemne, zrujnowane mieszkania i przerażające pomieszczenia. Ale czy może być inaczej, kiedy akcja dotyczy umysłu zabójcy, niebywale inteligentnego psychopaty? Jak stwierdza sam detektyw Somerset (Freeman), "on jest metodyczny, dokładny…a co najgorsze, cierpliwyI nie wolno go lekceważyć, jak zwykłego wariata.

Nie mamy pojęcia, kto mieszka obok nas. Tak naprawdę nas to nie obchodzi. Dopiero po fakcie, po jakiejś tragedii, przecieramy ze zdumieniem oczy i kręcimy głowami, oszołomieni i wytrąceni z równowagi. John Doe był człowiekiem znikąd. Nikt nic o nim nie wiedział. Nie dał się poznać do samego końca ("Nieważne, kim jestem. To nie ma żadnego znaczenia"). Był czyimś sąsiadem i mógł się miło uśmiechać w odpowiedzi na "dzień dobryNikt nie przypuszczał, że w jego mózgu przez wiele lat dojrzewał przerażający plan. Ilu takich Johnów może żyć obok nas?


Moja ocena:
10
Lubię dobre filmy - definicja dobrych dla każdego oznacza coś innego, dla mnie to takie, które nie pozwalają odejść od ekranu, przyciągają fabułą, nie można o nich szybko zapomnieć... Prócz tego... przejdź do profilu
Udostępnij:
Przejdź na Filmweb.pl

najnowsze recenzje