Zamiast zrobić konkretną historię, opowiedzianą w 3 sezonach max, na siłę pociągnięto to aż na tyle odcinków, przez co głupota głównych bohaterów zdąży wielokrotnie wkurzyć odbiorcę a ich bezsensowne, nic nie wnoszące debaty ciągną się w nieskończoność, jak np te w których główni bohaterowie roztrząsają kto ma się tym razem zabić żeby poświęcić się dla innych, inni płaczą rzewnymi łzami i zapewniają, że "musi być jakiś sposó" :D W pewnym momencie to już jest po prostu śmieszne, niczym śmierć Crockera.
Naiwność historii i błędy logiczne przy tylu odcinkach niestety rzucają się w oczy jak członek Ku-Klux-Klanu na zlocie Czarnych Panter (miasto rozwalone przez deszcz meteorytów po rozwaleniu stodoły w ogóle nie zwraca uwagi nikogo z zewnątrz, w mieście gdzie nie wszyscy są świadomi istnienia znaków, w dobie internetu i jutuba dwóch tetryków drukujących gazetkę załatwia temat tuszowania takiego burdelu, albo Dwight który w ostatnim odcinku ucieka pod gradem kul mimo, że wcześniej jeden strzał z pistoletu w kamizelkę stopował go na dłuższą chwilę). I pomyśleć, że takie Deadwood zdjęto z produkcji przed końcem historii, a w tę przegadaną kupę pakowano kasę tak długo...
Pojawienie się w finale kapitana Kirka to ukoronowanie tego gniota. Zabrakło tylko, żeby zaśpiewał finałową piosenkę. A patetyczne zakończenie serialu to najwyraźniej efekt biegunki scenarzysty i posiedzenia na muszli, bo trudno uwierzyć, żeby ktoś spłodził coś takiego mózgiem a nie okrężnicą.
Jeżeli ktoś szuka serialu z gatunku paranormalnych historii łatwo znajdzie lepszą produkcję - jakąkolwiek inną, bo ta puka w dno od spodu.