Czy tylko ja mam wrażenie, że oglądam lekko zmodyfikowany francuski Broadchurch? (jestem w trakcie drugiego odcinka). Małomiasteczkowa policjantka, nowy szef policji - buc, jej maż dwulicowy pedofil, zamordowane dziecko będące przyjacielem dziecka policjantki, romans jej męża z ofiarą... I tak dalej. Nawet jej powrót po odkryciu ciała, "co ja powiem jej matce", pytanie męża, czy dziecko już wie, "czekałem na ciebie". Ktoś jeszcze ma takie wrażenie?