PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=98032}

Reksio

1967 - 1990
7,1 16 tys. ocen
7,1 10 1 15719
6,9 7 krytyków
Reksio
powrót do forum serialu Reksio

Jest o niebo lepsza od zagranicznych pseudoprodukcji dla dzieci ,bo posiada wartości
wychowawcze i edukacyjne oraz pokazuje dzieciakom właściwe postawy i wartości życiowe ,a do
tego jest pełna niewinnego humoru.Ta bajka jest uroczo naiwna,ale mądra i zabawna
zarazem.Nota trochę powyżej 7 jest o wiele za niska dla tej bajki.jakieś szreki i disnejowskie
królewny śnieżki nie umywają się do tej kreskówki. Ludzie oceniają Reksia pod względem
technicznym ,zapominając,ze w bajkach dla dzieci liczy się przede wszystkim wartość
wychowawcza,dlatego też ma pewnie taką niska note u filmwebowiczów malkontentów i innych
maruderów.

ocenił(a) serial na 10

Popieram

ocenił(a) serial na 8

Mam 34 lata
Wychowałem się na Reksiu i Smerfach

użytkownik usunięty
giovanni50

Codziennie na pulsie 2 można obejrzeć Reksia,Bolka i Lolka ,Pszczółkę Maję i Zwariowane melodie .Różnicę miedzy tymi trzema pierwszymi a czwartym tytułem widać po jednym ,przypadkowym obejrzeniu Zwariowane melodie (Loony tunes) to esencja agresji ,chamstwa i prymitywzmu z wulgarnym słownictwem.Natomiast Pszczółka Maja ,Reksio oraz Bolek i Lolek pełne są treści edukacyjnych i wychowawczych podanych w przystępny dla dzieci sposób.Amerykańskie bajki ,zwłaszcza Disneya i Warner Brosa w ogóle nie nadaja się dla dzieci ,bo jedyne ,czego uczą to cwaniactwo,chamstwo i agresja. Ja nie pozwolilbym ogladac tego moim dzieciom ,chyba,ze chcialbym je odmozdzyc.

Ciekawi mnie, czy usunięty użytkownik zdawał sobie sprawę z tego, że Pszczółka Maja to japońska kreskówka, a nie polska ;P

użytkownik usunięty

a tam wartości, ANIMACJA! ;>>

ocenił(a) serial na 2

Chyba tylko kompletne bezmózgi wychowane na tym polskich pseudoanimacjach mogą porównywać perełki Disney'a z tym polskim gównem.

Zachodnie produkcje mają bohaterów z krwi i kości - takich którzy posiadają własną osobowość, jakiś charakter. Ich bohaterowie dokonują nieoczywistych życiowych wyborów i stają często naprzeciw skomplikowanym dylematom moralnym.

A ta polska chała? Mamy jakiegoś kundla, który okazuje się chodzącym ideałem. to nic że nie posiada jakichkolwiek cech indywidualnych, a postać jest zwyczajnie płaska. To nawet lepiej. Na pomnikach socrealizmu stały bezosobowe postacie, które jednak stawiano za wzór obywatelom, bo wiernie służyły socjalistycznemu kolektywowi, to i dzieci dostaną w kreskówce swój kolektywny wzór do naśladowania. To nic ze postać zawsze staje przed oczywista sytuacją i zawsze może dokonać jedynego słusznego wyboru. W końcu kto by się przejmował jakimiś dylematami czy rozdarciem wewnętrznym jakiegoś, tfu, człowieka? Przecież Człowiek Socjalistyczny jest ideałem?

Nie mówiąc już o wątpliwej wartości wychowawczej. Z bohaterem, który jest płaski jak niemiecki asfalt, dzieciom na pewno łatwo jest się utożsamić i chcieć zachowywać się tak jak on. Na pewno...
Autorytarny styl wbijania w głowę moralnych banałów też niezmiernie pomaga. No przecież każdy wie, ze nie ma co tracić czasu na tłumaczeniu młodej autonomicznej i inteligentnej istocie, dlaczego powinna zachowywać się w określony sposób. Po co tracić czas na podawanie przykładów dobrego i złego zachowania i przedstawianie konsekwencji jakie może ponieść dziecko, jak choćby tutaj:
http://www.filmweb.pl/Skok.Przez.Plot
Bohater na początku zachowuje się źle, co przynosi mu kłopoty, ale potem przechodzi metamorfozę i wszystko kończy się dobrze. To powinno doprowadzić młodego widza do wniosku, że sprawa byłaby o wiele prostsza, gdyby od początku robił co należy.
No ale po co bawić się w takie dyrdymały, z pokazywaniem, z oddziaływaniem na dziecko z różnych punktów. przeciez wszyscy doskonale wiedzą, że dziecku wystarczy powiedzieć jak ma się zachować, a ono NA PEWNO zrobi to co mu nakażemy. Czyli wystarczy pokazać ten cholerny ideał - Reksia, który zawsze robi co należy, nigdy nie robi niczego "nie tak", za co mógłby ponieść karę, a ono na pewno weźmie z niego przykład.

robertas

Mówisz o tym, jak bardzo ustrój wpływał na te bajki tak? A powiedz mi, po tym całym Twoim monologu, miałeś styczność w ogóle z kimkolwiek tworzącym Reksia, czy inne bajki z tego studia? Nie. Nie miałeś. Moja rodzina tam pracowała, tworzyła to i aż mną nerwy targają, jak czytam o uległości tychże reżyserów ustrojowi jaki wtedy panował.
To, że bohater "jest płaski" świadczy o tym, że ta bajka była skierowana do dzieci. Dziecko do pewnego wieku nie myśli o tym, czy bohater robi w danej chwili złą, czy dobrą rzecz. Takie bajki jak Reksio są dla młodszych widzów tworzone. Mają w sobie sytuacje, które intuicyjnie wywołują u dziecka śmiech i radość. Nic więcej. Nie powiem, Król Lew, którego sobie bardzo szanuję wywarł na mnie ogromne ilości emocji, ale dopiero kiedy byłem trochę straszy.
Jeżeli chcesz dziecko wychowywać pokazując mu tylko i wyłącznie szarą rzeczywistość, brak wolności i marzeń, same konsekwencje, to proszę bardzo - jednak Twoje dziecko prędzej czy później albo się zbuntuje, albo zostanie kolejnym szaraczkiem w społeczeństwie :)

ocenił(a) serial na 2
Elfiren

„Jeżeli chcesz dziecko wychowywać pokazując mu tylko i wyłącznie szarą rzeczywistość, brak wolności i marzeń, same konsekwencje, to proszę bardzo - jednak Twoje dziecko prędzej czy później albo się zbuntuje, albo zostanie kolejnym szaraczkiem w społeczeństwie :)”

Właśnie dlatego swojemu dziecku, jeśli/kiedy będę je posiadał, nigdy Reksia nie pokaże. Zero fantazji czy finezji i wszechogarniająca szarość PRL-u wprost przebijają się przez ta kreskówkę.

„Takie bajki jak Reksio są dla młodszych widzów tworzone. Mają w sobie sytuacje, które intuicyjnie wywołują u dziecka śmiech i radość.”
Uśmiech? Radość? Czy w tej kreskówce jest cokolwiek śmiesznego? No tak - w kilku odcinkach kundelek potyka się i koziołkuje kilkanaście metrów w koślawej animacji. Boki zrywać.

„Dziecko do pewnego wieku nie myśli o tym, czy bohater robi w danej chwili złą, czy dobrą rzecz. Takie bajki jak Reksio są dla młodszych widzów tworzone.”
Czyli w zasadzie niczego sobą takie „bajki” nie reprezentują i są/były tworzone wyłacznie jako zapychacz czasu antenowgo „dla najmłodszych”? Akurat to da się zauważyć.

robertas

Widzę, że kompletnie nie zrozumiałeś tego co napisałem. Ale to nic, nawet jakbyś zrozumiał to i tak byś przecież do błędu się nie przyznał, tak więc żyj w swoim świecie, narzekaj dalej i powodzenia ogólnie.

Elfiren

Problem w tym, że "Reksio" i podobne bajki, jak "Miś Uszatek" czy "Gąska Balbinka", nie wywoływały u widzów żadnych emocji i nadawały się wyłącznie dla przedszkolaków i nie miały nic do zaoferowania starszym, o dorosłych nie wspominając.

Dobre kreskówki wywołują u widzów silne emocje, jak przypływ adrenaliny, śmiertelne przerażenie, ulga, ogromna radość, dojmujący smutek, fascynacja, zaciekawienie. I takie kreskówki zapadają w pamięć, o takich kreskówkach się nie zapomina. Bo pamięta się, co przeżywaliśmy podczas oglądania - że baliśmy się, że główny bohater zginie, a cała jego kraina zostanie opanowana przez czarne charaktery, baliśmy się samych czarnych charakterów, cieszyliśmy się, że główny bohater przeżył, a zło zostało pokonane, płakaliśmy, kiedy umarła lub odeszła na zawsze matka/ojciec/ktoś inny najbliższy głównego bohatera, w napięciu oczekiwaliśmy, co zdecyduje główny bohater, byliśmy zafascynowani niezwykłym światem i środowiskiem, w którym żył główny bohater, a jego przygody śledziło się z zapartym tchem.

U "Reksia" nic takiego się nie uświadczy, podobnie u "Misia Uszatka" - z jednej i drugiej kreskówki nie pamiętam kompletnie nic, poza wyglądem głównych bohaterów i głosami postaci. Pamiętam, że Miś Uszatek miał kilku jakichś tam przyjaciół, i tyle.

"Dziwne przygody Koziołka Matołka", "Kasztaniaki" i "Dziwny świat kota Filemona" były równie marne.

Z "Baltazara Gąbki" pamiętam przynajmniej szpiega z krainy deszczowców i jego "Carrambę", i to że w jednym z odcinków łotry spuściły wodę z Jeziora Zapomnienia do wodociągów, przez co Mamma Mia zapomniał, kim jest. Z "Bolka i Lolka" zapamiętałem kilka wypraw do egzotycznych krajów. Z "Colargola" zapamiętałem może dwie jego przygody, w tym jedną gdzieś na Dzikim Zachodzie. Z "Maurycego i Hawranka" zapamiętałem jedną (z wypiciem jakiegoś eliksiru i znalezieniem się pod wodą). Ale to i tak bardzo mało w porównaniu z tym, co zapamiętałem z "Pszczółki Mai" (japońskiej bajki), "Smerfów" (bajki belgijsko-amerykańskiej), "Muminków" (koprodukcji japońsko-fińsko-holendersko-francuskiej), "Fantastycznego świata Paula" (japońskiej bajki), "Super Baloo" (amerykańskiej bajki), "Gumisiów" (amerykańskiej bajki), "Alfreda Jonatana Kwaka" (bajki japońsko-holenderskiej), "Brygady RR" (amerykańskiej bajki), "Wyspy Niedźwiedzi" (francuskiej bajki), "Kaczych opowieści" (amerykańskiej bajki), "Był sobie człowiek" (francuskiej bajki). Z tych bajek zapamiętałem naprawdę dużo, choć oglądałem je mniej więcej w tym samym czasie co polskie.

Z polskich bajek lepsze niż Reksio, kot Filemon, Kasztaniaki, Koziołek Matołek i Bolek i Lolek były "Tajemnica szyfru Marabuta" i "Fortele Jonatana Koota" - szkoda tylko, że dziś są o wiele mniej znane niż te marne. Ale nawet one nie były równie dobre co zagraniczne.

Trojden

Nie, dobre kreskówki nie muszą wywoływać u widza silnych emocji. Dlaczego? To jest to samo co z dobrą komedią. Śmieszy, cieszy i nic poza tym. Podobnie z bajką. Jeżeli jest dla małego, powtarzam małego dziecka, to nie musi posiadać czegoś takiego jak puenta, morał, czy w ogóle fabuła. Reksio nie jest totalnie nijaki, coś w sobie ma, jakieś wartości posiada i tyle wystarczy dla małego dziecka. Wydaje mi się, że większość ludzi patrzy na bajkę przez pryzmat Ezopa. Niestety, nie wszystko musi mieć 2 dno - nie każda bajka musi być dobra dla dziecka jak i dorosłego na raz. Widzisz, z przykładami bajek jak w akapicie 2 zgadzam się. Takie bajki są naprawdę dobre, jednak nie koniecznie wszystkie takie muszą być. Pisałem wyżej, że są mali odbiorcy jak chociażby mój bratanek - ma 22 miesiące. Dzieci w jego wieku nie rozumieją jeszcze tylu rzeczy. Może nie powinienem mówić, że nie rozumieją, co po prostu nie są im potrzebne aż takie wartości i emocje jak te, o których wspominasz. On oglądając stare, dobre (wg mnie) bajki polskie cieszy się jak nigdy, ponieważ bajka jest wypełniona dźwiękami i obrazami karykaturalnymi, z syntezowanymi i to sprawia, że się cieszy. Jak puszczę mu Króla Lwa to cieszy się na widok kota i tyle. Do niektórych rzeczy trzeba dojrzeć i nie można się z nimi śpieszyć :) Nie chcę się kłócić, bo to nie tak, że całkiem neguję Wasze zdanie. Po prostu uważam, że powinniście popatrzeć na to z szerszej perspektywy. Jak myślisz, dlaczego zabawki wydają śmieszne dźwięki? Bo to przykuwa uwagę dziecka - to go cieszy, a większego sensu to nie ma (np grzechotka znana od stuleci). Przyjdzie czas, że dam mu nawet liczydło, ale wszystko w swoim czasie.
Fakt, że mój dziadek był jednym z reżyserów, grafików i scenarzystów w całej Hanna Barberze napawa mnie dumą, bo robił coś dla dzieci. I wybacz, ale nie mogę puścić płazem taką totalną zniewagę. Nie nakazuję Ci byś je uwielbiał, ale zwrócił nieco uwagi na trochę inną perspektywę. Pozdrawiam

Elfiren

Stwierdziłem tylko, że lepiej zapamiętuje się te bajki, które wywołały u nas jakieś emocje - a im silniejsze były to emocje, tym bardziej te bajki zapadają w pamięć. Tak samo z wszystkimi wydarzeniami z życia - zapominamy te, które nie robią wrażenia, a pamiętamy te, które robią silne wrażenie.

Po co 22-miesięczne dziecko ma w ogóle oglądać telewizję? I tak nic nie zrozumie z tego, co mu się przedstawi, ani nic nie zapamięta na przyszłość.

Generalnie - poza wspomnianymi dwoma wyjątkami w postaci "Tajemnicy szyfru Marabuta" i "Forteli Jonatana Koota" - animacje z PRL i innych krajów RWPG były słabsze od zachodnich dlatego, że ich twórcy nie kierowali się chęcią zysku (w końcu był tzw. socjalizm realny) ani chęcią trafienia do jak najszerszej grupy odbiorców, i robili bajki dla przedszkolaków, a nie - jak twórcy zachodni i japońscy - dla całych rodzin.

Japońskie anime (choćby Miyazaki'ego, ale nie tylko) oraz filmy z USA o Kaczorze Donaldzie, Myszce Miki, psie Pluto, Goofy'm, Chipie i Dale'u, Tomie j Jerrym, króliku Bugsie, kocie Sylwestrze, Flintstonach, Jetsonach, Kocie Tip Topie i francuską serię o Lucky'm Luke'u oglądali ludzie z różnych grup wiekowych, nie tylko dzieci - bo twórcy chcieli zarobić, więc chcieli jak największej oglądalności. Dlatego animacje japońskie i zachodnie są lubiane i cenione bardziej niż "socjalistyczne".

ocenił(a) serial na 2
Elfiren

„Nie, dobre kreskówki nie muszą wywoływać u widza silnych emocji. Dlaczego? To jest to samo co z dobrą komedią. Śmieszy, cieszy i nic poza tym. Podobnie z bajką. Jeżeli jest dla małego, powtarzam małego dziecka, to nie musi posiadać czegoś takiego jak puenta, morał, czy w ogóle fabuła. ”
Czyli „dobra” kreskówka nie musi posiadać pointy, morału, porządnie zarysowanych postaci, emocji, porządnej fabuły…
Więc po co w ogóle oglądać takie badziewie?! I niby w czym to badziewie jest takie „dobre”, że śmiesz te Reksie i Koziołki Matołki nazywać „dobrymi kreskówkami”?
W czym te „polskie bajeczki” wypełnione zwykłą intelektualną i emocjonalną pustką są lepsze od tych „okropnych, zachodnich”, pełnych emocji, inteligentnych dialogów, czasem o bardzo poważnych sprawach (polecam serię ToyStory i powtarzający się motyw przemijania/odrzucenia) i ciekawych postaci?

„Reksio nie jest totalnie nijaki, coś w sobie ma, jakieś wartości posiada i tyle wystarczy dla małego dziecka.”
tobie się wydaje że wystarczy. ale w takim razie chyba nie jesteś zbyt dobrym rodzicem, skoro tak nisko cenisz własne dziecko.

„Wydaje mi się, że większość ludzi patrzy na bajkę przez pryzmat Ezopa. Niestety, nie wszystko musi mieć 2 dno - nie każda bajka musi być dobra dla dziecka jak i dorosłego na raz.”
Nie każda kreskówka musi być dobra… Z tym jestem w stanie się zgodzić. Przykładem polskie marne kreskówki z okresu PRL-u. A co do dorosłych. Mnie denerwował niemiłosiernie Shrek, ale i tak jest o kilkanaście klas lepszy niż jakiekolwiek polskie PRL-owskie badziewie. Bo ciągle ma to wszystko, czego nie mają polskie kreskówki — ciekawych bohaterów, interesującą historię, emocje (choć akurat w przypadku Shreka zabrakło już inteligencji).

Disneyowski Piorun był doskonałą animacja dla dzieci, choć akurat dorośli nudzili się na nim jak mopsy. Ze starszych Bernard i Blanka albo… Król Lew, który dla mnie jako dorosłego jest jakiś taki nijaki.

„Pisałem wyżej, że są mali odbiorcy jak chociażby mój bratanek - ma 22 miesiące.”
Po kiego grzyba puszczasz niemowlakowi kreskówki? Ano tak! przecież żyjemy w Polsce. Tu „troskliwi, opiekuńczy rodzice” puszczają dzieciom, nawet niemowlakom bajki „żeby ryja nie darły i dały spokój” jak się to słyszy na ulicy albo w sklepie. Telewizor w roli niańki to powszechna we wspaniałej Polsce praktyka. I nic dziwnego że podobają się wam te stare, polskie chłamy. One też były tworzone głównie po to, żeby rodzice PRL-u mogli posadzić bachory przed telewizorem i się nimi nie przejmować. Po to ten chłam powstawał.

W przeciwieństwie do zachodnich produkcji, które miały uczyć określonych prawd moralnych, przekazywać jakieś wartości, wywoływać w dziecku emocje, a czasem i pytania, polski chłam miał zajmować dzieciom czas żeby rodzice mieli spokój. Tylko tyle. Im mniej w nich emocji, tym lepiej. przynajmniej syn albo córka nie staną w drzwiach ze łzami w oczach i pytaniem „Co się stało z mamą Bambiego?”

Bo te zachodnie „bajki” to nie są takie prymitywne zabijacze czasu dla dzieci. Nie można posadzić dziecka samego przed telewizorem i zająć się swoimi sprawami. Trzeba je oglądać razem z dzieckiem: czasem coś wyjaśnić, czasem przytulić, czasem razem się pośmiać. na tym polega „magia Disney'a”. Ich animacje to świetne narzędzia wychowawcze, ale nie można ich traktować jak polskiego chłamu — posadzić dziecko, włączyć film i pójść na pogaduchy z psiapsióła do kuchni.

Bo nawet kiedy dziecko czasem na takim filmie zaszlocha, to bardzo dobrze. Przynajmniej dziecko coś z takiego filmu wyniesie, choćby to był żal po tacie Simby i świadomość, że i ono straci kiedyś rodziców. Na tym polega wychowanie. Na tłumaczeniu, że świat nie zawsze jest piękny i wesoły, na uwrażliwianiu młodego człowieka. Co takiego dziecko może wynieść z Reksia, że pozwalacie sobie twierdzić, że jest lepszy od „zagranicznego kału”?

ocenił(a) serial na 2
Elfiren

A, i jeszcze jedno:
„On oglądając stare, dobre (wg mnie) bajki polskie cieszy się jak nigdy, ponieważ bajka jest wypełniona dźwiękami i obrazami karykaturalnymi, z syntezowanymi i to sprawia, że się cieszy.”

Puść niemowlakowi jakąś wizualizacje z Windows Media Player z muzyką — też się będzie cieszyć. Twierdzisz że Reksio i reszta chłamu robione dla niemowlaków? Możliwe, tylko po co niemowlakom kreskówki? PRL-owska logika?

Elfiren

Siema, ja tak nie na temat nieco, ale skoro doczytałem, że twoja rodzinka pracował przy polskich animowanych klasykach, to muszę się spytać, bo możesz mieć info z pierwszej ręki:

Zawsze zastanawiało mnie, czemu w "naszych" kreskówkach stosowano tak paskudne tła. Weźmy choćby i Reksia za przykład - za dzieciaka strasznie mnie odpychały te tła które wyglądają jak malowane plakatówkami. Zawsze są takie "rozmyte", nieostre, bez detali. A jako że w domu było videło jako alternatywa dla PRLowskiej telewizji, to i miałem możliwość podpatrzeć jak to się robi na zgniłym Zachodzie i tym sposobem od małego uwielbiam ostre, wyraźne tła z przeróżnych Looney Toones'ów.

Czy u nas to była decyzja na gruncie artystycznym? Technologicznym? Ktoś tam wyżej podał przykład Jonatana Koota jako "lepszej" wśród rodzimych produkcji, ale rzuciwszy okiem stwierdzam, że jest tam identyczna sytuacja co w Reksiach, Bolkach i Lolkach, Pyzach i innych. Chyba tylko jedna kreskówka mi tak bez guglowania przychodzi na myśl, która miała dość "zachodnie" tła, a mianowicie "O dwóch takich co ukradli księżyc", ale to już lata 80te...

Jeśli wiesz coś na ten temat, albo możesz popytać po rodzinie, to jestem ciekaw.

rozkminator

Bez pytania rodziny mogę Ci powiedzieć, że to kwestia na tle "artystycznym" jak to ująłeś :) Mógłbyś zerknąć na to czym był modernizm - bo animacja jest podgatunkiem tej dziedziny sztuki. U Nas były takie tła, bo taki "kanon" ktoś zapoczątkował. A że w sztuce chodzi o to by pokazać coś "innego/nowego" to stąd różnica między zachodem a Nami. Drugą ważną kwestią będzie wpływ ustroju komunistycznego na twórczość animatorów - polityka, aktualna sytuacja polityczna zawsze była, jest i będzie czynnikiem napędowym w sztuce :) Jednak z czystej ciekawości popytam w rodzinie, bo naprawdę ciekawe pytanie :P

Elfiren

Jak dobrze pamiętam z liceum, to modernizm generalnie wiąże się z ogólnie pojmowaną awangardą i abstrakcją, sam w sobie jest nie tyle dziedziną sztuki co umownym okresem w jej dziejach i reprezentuje go sporo kierunków typu impresjonizm czy minimalizm.

Mniemam, że w kontekście kreskówek, o które pytam, a które pochodzą faktycznie jeszcze z "ery" modernizmu, przytaczasz ten termin jako wytłumaczenie, dlaczego tła nie są, hmm, realistyczne..? Inaczej niż w dużo późniejszych filmach animowanych typu Król Lew, gdzie - mimo oczywistego filtra rzeczywistości jaką jest animacja jako forma - generalnie tła starają się naśladować prawdziwy świat..?

Nie sposób się nie zgodzić i pod tym względem Reksie i Pyzy nie odbiegają od Zachodu - w moich ukochanych kreskówkach Chucka Jonesa i reszty ekipy z WB tła też są przecież odrealnione. Popatrzmy na dowolne tło w Króliku Bugsie czy Strusiu Pędziwiatrze: budynki, drzewa czy kaniony są "umowne", "powykręcane", "kanciaste" - ale jednocześnie są "wyraźne": mają najczęściej kontrastowe kolory, wyraźne czarne kontury...

Tutaj snapshot z jednej z nich, który określę na potrzeby tej rozmowy "typowym amerykańskim tłem": http://vignette4.wikia.nocookie.net/nonciclopedia/images/8/8f/Wile_Coyote_Looney _Tunes_caduta.jpg/revision/latest?cb=20110506180500

A tutaj snapshot z "typowego polskiego tła": https://i.ytimg.com/vi/30ZJ9SD7mDs/hqdefault.jpg

Najkrócej opisując różnicę: "amerykański" styl teł wygląda na "rysowany", a "polski" styl - "malowany".

No i teraz do sedna sprawy, bo twoja odpowiedź wprowadziła mi nieco zabawnego zamieszania :) Mianowicie: pisałeś wcześniej żeby nie pomawiać naszych artystów o bycie manipulowanymi przez ustrój - a teraz przytaczasz to jako drugie, obok decyzji artystycznych, możliwe wytłumaczenie tej różnicy :D

Teraz tym bardziej chciałbym poznać odpowiedź od kogoś z twojej rodziny, bo zrobiło się ciekawie.

Osobiście zawsze miałem teorię, że to Rosjanie, już od początku wieku walcząc z "syfem z Zachodu", celowo i odgórnie nakazali swoim artystom styl graficzny odmienny od amerykańskiego - jako świetny przykład mogą służyć animowane propagandówki z czasów IIWŚ, wystarczy rzucić okiem jaki styl prezentują produkcje radzieckie, a jakie te od Disney'a czy WB. No i w latach 50tych i kolejnych narzucano i naszym animacjom ten "ruski" styl, aby "zgniłym Zachodem nie śmierdziały". Kiedy tak ostro zaoponowałeś przeciw stwierdzeniu o wpływach politycznych na działalność artystyczną, to zacząłem rozważać opcję, że to samodzielna decyzja jakiegoś "wizjonera", kierownika artystycznego z ambicjami czy coś :P Albo ewentualnie, że w naszym kraju nie było maszyn do robienia zdjęć poszczególnym klatkom z użyciem teł stworzonych inną techniką niż "kartka A4 i farby plakatowe" czy coś...

Tak więc tym bardziej bym teraz miał prośbę o zasięgnięcie informacji u źródła. Ciekawi mnie, czy to "robota kacapów" czy to ktoś u nas był takim "geniuszem" :P

ocenił(a) serial na 10
Elfiren

O kurde gościu skoro twoja rodzina tam pracowała to naprawdę wielki szacun ja mam ogromny szacunek do Polskich, Czechosłowackich (tak piszę bo chodzi o tamte czasy) i Rosyjskich strasznie lubię ba nawet kocham bajki za czasów bloku wschodniego za właśnie te klimaty i walory edukacyjne ja sama uwielbiam te stare Polskie studia animacyjne jak SE-MA-FOR czy Bielsku Białej za te wspaniałe ich dzieła sama rysuję i się inspiruję tymi bajkami tak więc mam nadzieję że kiedyś telewizja znowu będzie częściej puszczać te prawdziwe bajki dla dzieci zamiast tych karakańców rodem z Cartoon'a czy Disney XD.