Klauny zostawiły po sobie niedosyt, ale za to zombie zakonnice stanęły na wysokości zadania :D Jestem bardzo zadowolona z tego odcinka - i śmiesznie było i smutno i krwawo, czyli tak jak powinno być. I akcja odrobinkę ruszyła do przodu, choć jednak wolałaby już jakiś konkret, bo jak na razie ekipa miota się od Hameryki do Kanady i na odwyrtkę ;)
Coraz bardziej podoba mi się Lilly, no naprawdę, świetna dziewczyna, wprowadza powiew świeżości do zespołu :D stanowią świetny team z Tysiakiem, serio, widziałabym ich razem, zamiast tego nudziarskiego romansu z Red.
Jedyne, co mi się nie podobało w odcinku i co mnie nieźle wkurzyło, to śmierć Louisa :/ Podejrzewałam, że może być jednoodcinkowym mięsem armatnim, ale na końcu wydawało się, że chłopak jednak ujdzie z życiem. Wiem, że zakończenie miało być przekorne i w ogóle, ale polubiłam go i liczyłam nawet, że Roberta przygarnie go do ekipy. Tutaj Zetka ma ode mnie wielkiego minusa :(
Trochę faktycznie mogliby się zdecydować gdzie w końcu idą. Raz no Newmeryki, raz tam gdzie chce Warren, co odcinek zmieniają kierunek.
Też mi się nie podobała ta głupkowata śmierć Louisa, fajnie go wprowadzili w tym jednym odcinku, dużo o nim powiedzieli i mógł po prostu odejść w swoją stronę zamiast go zabijać wyskakującym zombie z okna. Też liczyłem, że dołączy do grupy, tego mi właśnie czasem brakuje w Z Nation, dojścia nowych osób tak w trakcie podróży, bo spotykają przecież wielu ludzi.
Kaya się pojawiła i ktoś ją atakuje, to na plus, że wreszcie coś o nich jest.
Wciąż wiele pytań, a mało odpowiedzi. Czemu Simon z wujkiem nie dolecieli z powrotem do bazy? Gdzie jest i kto kieruje Newmeryką, kiedy Zona zacznie reset? Gdzie wizje doprowadzą Warren? Gdzie są zagubieni ludzie z obozu i co ich porwało (tak swoją drogą to to coś mi się skojarzyło z czarnym dymem z Zagubionych, podobne dźwięki wydawało i też się na początku nie pokazywało)?
Mi się podobała jego śmierć. Z nation na tym polega, że nasza ekipa gdzieś wpada, toczy się odcinek, a potem wszyscy w tym miejscu są martwi i można jechać dalej :D
Chyba ten odcinek podobał nie się najbardziej z 4 sezonu. Byli zombie-hokeiści (do tej pory widziani tylko w odcinku, w którym przedstawiono day one), w wersji kanadyjskiej, były zombie-zakonnice, krypty, dobry klimat z relikwiami i z tym zombie z grobowca (skojarzył mi się się z liszem z Baldur's Gate :D ). Była Kaya - na plus i nowa, fajna męska postać - wielka szkoda, że nie wzięli go ze sobą. Pasował do ekipy. Motyw z tym dziwnym dymem - intrygujący!
Humoru też było sporo w odpowiedniej równowadze do powagi.
Fajny rozwój Warren i Murphy'ego. Wzbogacają obie postacie, ciekawie prowadzą i rozwijają, Lily na drugim planie, a reszta pozostaje tłem - szkoda, może nadrobią :)
Trochę olali kwestie "czegoś w lesie" i zaginionej części ekipy, ale rozumiem że w świecie Z nie ma miejsca na zbyt dużo sentymentów. Tysiak coś za Red za bardzo nie tęskni, ewidentnie sielanki nie było i życie z nią go rozczarowało :) zgadzam się, że Lily jest fajniejsza :D
Widać, że twórcy znów mają pełne głowy pomysłów, jakie to jeszcze miejsca w wersji zmianie można by odwiedzić. Czekam na redakcję :)
"Don't tease frozen zombie, Hondy." - urocze :)
W ogóle w tym odcinku sporo było teasing zombies :D
Myślałam, że ten dziwny dym wpłynie tak, że to zabite zombie wstanie i będzie jednym z tych niezabijalnych.
Pomysłów rzeczywiście mają dużo, ale wolałabym, żeby trochę bardziej skupili się na prowadzeniu głównego wątku. Poszczególne odcinki coraz bardziej przypominają zapychacze.
Też nie podobała mi się śmierć Louisa - właściwie, to umarł, bo tak. Bez żadnego sensu, ani celu.
W końcu pojawiło się Northern Light - nawet te kilka minut dało trochę oddechu od chodzenia w kółko za Robertą. A odcinek wygrało zamknięcie ministranta i księdza osobno w konfesjonale i jednoczesne zanucenie prze Doca i Murpha "Stuck in The Middle With You" ;)
Parafraza "Stuck in the middle with you" + mina Tysiaka, wymiotło xD
Odcinek całkiem dobry. Było trochę śmiechowych *zombie biksup :D*, było dużo ubijania zombiaków, a i znalazł się też czas na poważniejsze tony. Całkiem interesująca postać "NPC" i faktycznie szkoda że postanowili zrobić z nim na sam koniec, to co zrobili, choć nie powiem, było to takie "dafak?" że aż zabawne :D Miło również że w końcu pokazali Kaye. Rozwaliła mnie jej reakcja, gdy ktoś zaczął strzelać w jej kierunku. Kulę świstają nad głową jej dzieciaka, a ona jakby 99% matek zrobiło, nie wpada w panikę i nie osłania gówniaka, tylko też zaczyna strzelać :D
Lilly rośnie na fajną postać, TenKej najwyraźniej trochę odpuścił Murphy'emu, który mimo moich obaw wygląda na to, że nadal będzie tym samym Murphym, Doc jak to Doc, a Warren dalej fisiuje. Zaczyna mnie już pomału irytować, to ich motanie się i co odcinek raz idą do Kanady, a raz do Ameryki i tak w około macieju.