Ja rozumiem że wyspa broniła tak zwanego świata pozagrobowego czyli to gdzie bohaterowie
znaleźli się na końcu to było za sprawą tego że na końcu uratowali wyspę. Jakby nie uratowali
tego źródła na wyspie świat po śmierci by nie istniał. Taka była koncepcja scenarzysty. Są
jednak pewne nieścisłości a mianowicie każdy kto umiera trafia trafia do świata
pozagrobowego w takiej postaci w jakiej umarł ale przecież Kate opuściła wyspę i
prawdopodobnie zestarzała się i umarła śmiercią naturalną a mimo to widzimy ją w ostatnim
odcinku jako umarłą ale widzimy
ją jako młodą a powinna być stara. I kim jest czarny dym? i dlaczego chciał zniszczyć wyspę i
dlaczego po wyjęciu korka przez Desmonda czarny dym stał się śmiertelny. Chyba
scenarzyści sami się w tym wszystkim pogubili a szkoda bo to mógł być dobry film a wyszedł
banał. W ogóle to czy istnieje życie po śmierci jest pewne, że nie. Człowiek po śmierci uwalnia
duszę która później materializuje się w najdrobniejszą z najdrobniejszych cząstek a która
później rośnie, powiększa się i formuje np w plemnik który jest nośnikiem życia. Czyli wszystko
formuje się z tej duszy. A wszystko co istniało za życia jednostki po śmierci przepadło z
kretesem. Czyli cała pamięć, świadomość ginie po śmierci i powstaje nowe życie. Tak więc
świat Grim Fandango nie istnieje i bardzo żałuję że tak nie jest. To co przedstawili w Lost jest
tylko bajką.
A skąd wiesz? Tego nie da się w żaden sposób udowodnić. Może jednak istnieje i kiedyś spotka Cię miła niespodzianka :)
Nie, wyspa była korkiem butelki, swoistymi wrotami, które odgradzały nasz świat (wszystko poza butelką) od ciemności, zła i nienawiści (swoistego "piekła"), która uwięziona była za tymi wrotami (wewnątrz butelki) - cytat z Ab Aeterno:
"Think of this wine for what you keep calling hell. There are many other names for it, too. Malevolence. Evil. Darkness. And here it is, swirling around in the bottle, unable to get out because if it did, it would spread. The cork is this island. And it's the only thing keeping the darkness where it belongs."
To co chronił Strażnik Wyspy (czyli m. in Jacob) to właśnie źródło, które było swoistym zamkiem utrzymującym wrota zamknięte. Kiedy źródło przestało płynąć wrota zaczynały się otwierać - wyspa trzęsła się i zaczynała tonąć. Czarny Dym był integralną częścią wyspy, więc kiedy źródło przestało płynąć, cała magia wyspy, łącznie z samym Czarnym Dymem przestały istnieć. Dlatego Facet w Czerni znów był śmiertelny. A dlaczego chciał zniszczyć wyspę? Dlatego, że część jego osobowości (ta zła) pochodziła właśnie z wnętrza tej "butelki" i chciał uwolnić całą resztę. Nie wierzył już też w dobrą wolę ludzi - "They come, they corrupt, they fight, they destroy. Always ends the same." No i przede wszystkim chciał się uwolnić z tej wyspy, chciał zobaczyć co jest poza nią (marzył o tym od dziecka), a postać Czarnego Dymu, jako jej część, trzymała go jak na łańcuchu wewnątrz obszaru na który sama oddziaływała.
Życie po śmierci tylko i wyłącznie jednym faktem łączyło się z wyspą. Wszyscy Ci, którzy nie trafili po śmierci w zaświaty musieli najpierw odpokutować na wyspie w postaci swego rodzaju duchów, tzw. "szeptów". Tam gdzie trafiano po śmierci (o ile nie zostawało się uwiezionym na wyspie) to właśnie ta "alternatywna rzeczywistość", którą widzieliśmy w szóstym sezonie. Nam to najłatwiej przyrównać sobie do czegoś co jest czyśćcem i stamtąd można było pójść dalej (coś jak "niebo"). Nie pokazano nam jak w tej wersji trafiano do piekła (lub czegoś w tym stylu).
Nie pokazano, jak trafia się do piekła, ponieważ w Lost nikt tam nie trafia :)
Jacob odpowiada Facetowi w Czerni: "It only ends once. Enything that happens before that is just progress." Czyli nie ma dwóch zakończeń, tylko JEDNO dla wszystkich ludzi. Ta scena jest niejako wstępem do szóstego sezonu. Chodzi o to, że zwycięstwo zła na świecie jest jedynie pozorne, ponieważ ludzkie życie nie kończy się w chwili śmierci. W ostatnim sezonie mamy dwa wątki: jeden dotyczy życia po życiu, drugi walki z Dymem, w pewnym sensie abstrakcyjną siłą zła. Po śmierci nawet ci "źli" bohaterowie trafili do "czyśćca" - np. ojciec Johna Locka. Chodzi o to, że nikt nie jest zły w stu procentach, nie ma ludzi nie do odratowania. W finale zło zostaje pokonane (Wyspa zostaje ocalona, a w drugiej rzeczywistości bohaterowie są już wolni i mogą razem przejść na ten "wyższy poziom". Tak mniej więcej wygląda symbolika tej części serialu :)
Faktycznie, pogmatwałem ten cytat ;] Tak to jest jak się pisze z pamięci ;]
A co do tego, że nie ma piekła to faktycznie tak może być. Te złe części ludzkich osobowości są "odsączane" w czyśćcu i trafiają do tego co chroni wyspa- do wnętrza "butelki" i staje się częścią "ciemności". heh, to nawet miałoby sens :) chociaż wymyślone przed chwilą :)
LOL ;] raczej zwykłym widzem, któremu Lost trafił idealnie w gust. Oglądając serial przez 6 lat można było się co nieco o nim dowiedzieć :) pozdrawiam.