PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=614462}
7,1 609  ocen
7,1 10 1 609
Killing Floor
powrót do forum gry Killing Floor

Gra jest raczej prosta – poruszasz się po mapie sam lub z innymi (limit do 6 graczy), starając się przetrwać kolejne fale zombie, każda kolejna jest trudniejsza bo nie tylko zwiększa się liczba przeciwników, ale też pojawiają się ich trudniejsi przedstawiciele. Za zabicie każdego dostaje się kasę, za którą kupuje się lepszą broń lub uzupełnia amunicję u handlarza, który otwiera swój sklepik po zakończeniu każdej fali. Gdy wszystkie fale się skończą, przybędzie finalny boss a jego pokonanie będzie oznaczać wygraną mapy.

Rozgrywka jest wymagająca – brak tu celownika, musi wystarczyć muszka na broni, poruszanie się w trakcie celowania utrudnia je, a strzelanie w inną część ciała niż głowa mija się z celem. Raz, marnujesz amunicję. Dwa, marnujesz czas. Gdy odstrzelisz takiemu czerep, to masz go z głowy (nawet jeśli ten jeszcze przez kilka chwil będzie biegł w twoją stronę, wymachując na ślepo piłą), a jeśli naciera na ciebie - powiedzmy – 20 naraz, precyzyjne, skuteczne zdejmowanie ich po kolei jest na wagę złota. Z czasem pojawiają się coraz liczniejsi i trudniejsi przeciwnicy – bardziej wytrzymalsi, szaleni, z rakietnicą zamiast ręki lub atakujących na odległość.. krzykiem. Rozgrywka już na normalnym poziomie trudności jest wymagająca, więc jeśli ktoś ma ochotę przestać się cackać z aktualnym poziomem gier komputerowych, w których przeciwnicy padają już na sam widok gracza lub po 1 strzale w kolano, KF jest dla niego idealny. Zombie w tej grze też są co prawda głupi jak cholera, więc postawiono na ilość (200 zombie w jednej fali? Minimum...) a trudność z ich pokonaniem wiąże się głównie z tym, że są over power, ale jednak fakt jest faktem: przejście wszystkich fal na normalnym poziomie trudności jest cholernie satysfakcjonujące, po czymś takim każdy pluje w monitor wrzeszcząc „In your face”. Wyobraźcie sobie moją radość, jak sam w pojedynkę pokonałem flesha!

Gra stawia na rozgrywkę drużynową – spróbujcie się zapuścić do lasu samotnie. Jak nic gra zrzuci ci na głowę haskiego, i to co najmniej (zombie z rakietnicą zamiast ręki). A z nim nie masz żadnych szans w pojedynkę. Chyba, że będziesz mieć wyższy level – w grze jest 7 klas, każdą można podbić do maksymalnego 6 poziomu wykonując określone zadania (medyk ma leczyć innych, demo ma wysadzać przeciwników, pyro ma ich podpalać itd.). Dodatkowo, mimo że każda klasa ma dostęp do każdej broni, to jednak opłaca się tylko korzystać z broni dla danej klasy – bo ma bonus w postaci zwiększonych obrażeń zadawanych daną bronią, mniejszy odrzut itd. Wraz z każdym zdobytym poziomem bonusy te powiększają się.

Brzmi bardzo dobrze? Wydaje się, że wszystko tu gra... Ale tak nie jest. W tej grze wręcz nic nie gra. Tyle bugów nie miała chyba żadna z gier, w których do tej pory uczestniczyłem, a jeszcze jest marna grafika (szczególnie pod względem oświetlenia), beznadziejne animacje, idioci na serwerach oraz mapy stworzone bez pomysłu (no i idiotyczny pomysł na samą rozgrywkę, ale to najmniejszy problem).

Wygląda to jak lekko podrasowany pierwszy Half Life z nałożonym filtrem przypominającym stary film, co wygląda całkiem nieźle – do czasu aż wyjmiesz latarkę. Światło w tej grze może chyba padać tylko na jedną powierzchnię naraz. Przesunięcie światła po takim hydrancie to prawdziwa dyskoteka (no i nie do końca ustalono zasięg padania światła). Już w HL2 oświetlenie było w pełni płynne, co do Morrowinda nie jestem pewny (ale chyba było...). A ta gra jest młodsza od tych gier o ponad pół dekady. Skandal.

Mapy między sobą właściwie się nie różnią, było mi obojętne którą gramy potem. Tylko jedna ma ładny widok, reszta nie ma nawet tego, jest po prostu nudna. Ciemna i ciasna, rozgrywka na nich polega tylko na znalezieniu dobrego miejsca do bronienia i przetrwaniu rundy (najczęściej są to schody) lub dojściu do handlarza i tam bronieniu się, lub kręceniu się w kółko po mapie, byle przed siebie.

Przeciwnicy i zombie najczęściej przychodzą spoza mapy, przeskakując jakiś murek (aha, gracz generalnie nie ma po co skakać, wszystko wyższe od krawężnika go przerasta)... I najczęściej lądują na sobie nawzajem. Utykają w powietrzu, zamierają, gubią się, a nawet jeszcze nie dotarli gdzie trzeba! Oczywiście trafić ich nie sposób, bo zanim oni sami staną gdzie trzeba to minie trochę czasu – co za 150 razem wprawia we frustrację. Szczególnie w połączeniu z... bugami. Wrogowie w tej grze po prostu teleportują się! Nie ma po prostu jednej rundy, by nie zdarzyła się choć jedna z kilku podejrzanych sytuacji: stajesz na 2 sekundy, zabijając 3 przed sobą, obracasz się przeładowując, a za tobą znikąd 10 następnych. Albo coś takiego: widzisz przeciwnika, celujesz do niego, strzelasz... Ale on już jest 2 metry dalej! Przeniósł się w miejscu. Szczególnie zauważalne jest to w wypadku obserwowania z boku, jak zombie naciera na kolegę z drużyny. Połączcie to z koniecznością strzelania wyłącznie w głowę oraz wizją powiedzmy 5 takich teleportów naraz. Twój skill może się schować wobec takich błędów. A następne 4 setki zombie naciera...

Raz nawet się zdarzyło, że jeden zombi poza mapą utknął. Serio. 10 fala, zaraz koniec, jeszcze jeden... Ale gdzie on jest? 5 minut rzucania granatami uratowało wszystkich przed wpadnięciem w furię.

Granaty. Są zbugowane, nie używać ich. Najczęściej wybuchną ci w ręku, nigdy się nie dowiesz jak to się stało. Najprawdopodobniej odbiją się od powietrza. Bo od twojego kolegi z drużyny się odbijają, owszem. I wybuchają ci w twarz, zabijając cię. Generalnie, jeśli nie widzisz lotu granatu, mimo że wyrzuciłeś go wysoko i daleko, to znak, że ci wypadł pod nogi, gdy go wyjmowałeś z kieszeni. Peszek.
W tej grze nawet latarka jest zbugowana. Czasami po prostu się nie włącza.

A zanim zagrasz, to upewnij się, że przynajmniej 4 twoich znajomych też ma tę grę. Granie z nieznanymi skaże cię na męczarnię w obecności ludzi, którzy w grze, w której chodzi o team play, grają sami. Idą sobie sami, giną, zostawiają cię samego, a potem płaczą, że brakuje im kasy i sępia (jeśli jakimś cudem tobie uda się przeżyć w pojedynkę...). Do tego nabrali irytującej umiejętności podkradania amunicji (ledwo ją zobaczą to od razu nóż wyciągają – wtedy szybciej się idzie, nie ma tu biegania – i cisną, byle mieć przed innymi) oraz zamykają innym drzwi przed nosem (a nawet je spawają). Szczególnie to denerwuje, gdy trzeba zdążyć do handlarza. A potem sami dochodzą do niego, stwierdzają że nie mają kasy i bez wstydu płaczą, by im dać.

Choć z drugiej strony gram ze znajomymi, i ich też ostatnio cholernie bawi zaspawanie mi (i innym) drzwi przed nosem. Płacz o kasę też jest, praktycznie co rundę.

Granie z obcymi wiąże się też z koniecznością zetknięcia się z wyszukiwarką serwerów... Kto w dzisiejszych czasach tworzy wyszukiwarki, które resetują się praktycznie cały czas, a potem nie pozwalają się zatrzymać? Klikasz, by szukała... I czekasz. 100 serwerów, trzysta... Dobrze, że nie więcej. Wybierasz taki, na którym już jest 4/6 graczy. Niestety, jest już pełny! (skoro wyszukało ci go 10 minut temu to co się dziwić...) Więc wracasz do okna wyszukiwarki... które się zresetowało!

Werdykt? Zaciśnij zęby i graj, jeśli nie jesteś panienką.:)


Btw, ta gra nie ma nic wspólnego z L4D2, więc nie pytajcie mnie, co jest lepsze.



Plusy:
- Bardzo fajny tekst, jak wyłączasz grę;
- Zróżnicowani przeciwnicy;
- Zróżnicowana i dobra broń, zachowująca się realistycznie;
- Świetny system perków;
- Wymagająca rozgrywka nawet na normalnym poziomie trudności;
- Satysfakcjonuje;
- Można grać ze znajomymi;


Minusy:
- tragiczna grafika;
- tragiczna animacja;
- słabe oświetlenia;
- beznadziejna wyszukiwarką;
- monotonia (mimo wszystko...);
- bardzo słabe mapy;
- infantylny pomysł na rozgrywkę;
- bugów że ho-ho i jeszcze więcej
- Trzeba grać ze znajomymi;


7/10.