wrobili gościa, a prawdziwy zabójca zabił się sam
Możliwe że nie był. W 1970 po ostatnim morderstwie przypisywanym "wampirowi" na milicję zgłosił się niejaki Piotr Olszowy i przyznał się że on jest "wampirem". Ale nie uwierzono mu i go nie zatrzymano. Po pewnym czasie milicja dostała anonim od "wampira" że nie może żyć ze świadomością popełnionych morderstw, zamierza zabić swoją rodzinę i siebie. Kilka dni później Olszowy zabił młotkiem żonę i dzieci a sam popełnił samobójstwo. Po jego śmierci "wampir" więcej nie zaatakował. Marchwicki został aresztowany w 1972 po donosie żony. Tyle że takich donosów maltretowanych czy zazdrosnych żon było wiele. Być może władzom potrzebny był żywy "wampir" a nie samobójca Olszowy. Faktem jest że nawet niektórzy członkowie milicyjnej grupy "Anna" mieli wątpliwości co do winy Marchwickiego a jeden z prokuratorów odmówił oskarżania go.
Właśnie leci na Kultura. Poza tym bardzo wymowny jest fakt śmierci w niewyjaśnionych okolicznościach brata Marchwickiego po wyjściu z więzienia.To już się nigdy nie wyjaśni.
PS. Poza tym morderca zostawiał zakrwawione odciski palców, które nie były zgodne z liniami papilarnymi Marchwickiego. Nie można było stwierdzić czy były to odciski Olszowego ponieważ ten po zamordowaniu rodziny podpalił dom i spalił się wraz z nim (zwłoki były zwęglone). "Wampir" przemieszczał się bardzo szybko, w ciągu godziny zaatakował w dwóch odległych miejscach. Marchwicki nie posiadał samochodu a Olszowy tak (Syrenkę). W czasie ostatniego morderstwa Olszowy był na imieninach w pobliżu miejsca zbrodni, ale wyszedł na pewien czas z imprezy. Leczył się też psychiatrycznie (był schizofrenikiem).
Ja właśnie uważam, że to Olszowy by wampirem, a Marchwicki tak jak napisałeś potrzebnym dla mediów kozłem ofiranym
Prawda jest taka, że wtedy na Śląsku zginęło około 218 kobiet z rąk seryjnych zabójców. Marchwicki w swoim pamiętniku, a także podczas przesłuchania ujawnił wiele faktów świadczących stał za wieloma z tych zabójstw, co nie przeczy temu że Olszowy też mógł zabijać.
Za komuny w pobliżu mojego miejsca zamieszkania zamordowano młodą kobietę. Okoliczności zabójstwa były tak bulwersujące że władze postanowiły za wszelką cenę znaleźć sprawcę. Użyto nawet śmigłowca . Pech chciał że dzień po morderstwie polną drogą w pobliżu miejsca zabójstwa jechał na motocyklu młody chłopak. Nie miał prawa jazdy, więc na widok śmigłowca z napisem MO usiłował uciec do lasu. Schwytano go i po kilku dniach przesłuchań (czyli bicia i przytrzaskiwania palców szufladą biurka) przyznał się do wszystkiego. Nie zdążyli go "osądzić" i powiesić bo miesiąc po morderstwie prawdziwy sprawca wygadał się podczas pijackiej imprezy. Za wielu ludzi było świadkami i pierwszego "mordercę" zwolniono. Tyle że od tych "przesłuchań" coś mu się stało z głową i nie był już normalny. Prawda jest taka (zdarzało się to nie tylko "w komunie") że gdy morderstwo, zwłaszcza seryjne wzburzy opinię publiczną, władze za wszelką cenę usiłują rzucić społeczeństwu na pożarcie sprawcę lub osobnika pasującego do profilu mordercy. Najlepiej karanego wcześniej za podobne czyny, lub osobę z odchyleniami seksualnymi. W USA po zastosowaniu najnowszych metod badania śladów na miejscu zbrodni okazało się że w ciągu XX wieku osądzono i stracono około 400 niewinnych osób. Dlatego jestem przeciwnikiem kary śmierci. PS. Bardzo rzadko, ale zdarzali się ludzie, którzy wytrzymywali "przesłuchania" na Gestapo. Ale nie zdarzył się nikt kto by wytrzymał "przesłuchania" służb komunistycznych. Np. podczas procesów w Rosji wszyscy oskarżeni przyznawali się do absurdalnych zarzutów.
Na koniec generalizujesz. Kilku akowców zmarło wytrzymując do końca, przykładem taki Selmanowicz. W Rosji też można kilku takich znaleźć.
Jeśli sobie porównasz metody przesłuchań z wielu spraw w USA to będziesz musiał dojść do wniosku, że w Polsce w sprawach o morderstwo nie było tak źle. Ta liczba którą podałeś to zaledwie ok. 10 procent przebadanych spraw o morderstwo. Dlatego także jestem przeciwnikiem kary śmierci.
Wracając do Marchwickiego, to na 7-9 morderstw były poważne dowody jego winy, miałem jeden z tomów akt sprawy, należący do głównego prokuratora, wystarczyło prześledzić te dwieście stron , żeby to stwierdzić z dużą pewnością. W pozostałych morderstwach to prawdopodobnie inni sprawcy.
Z
Odnośnie Piotra Olszowy, to w trakcie jednego z morderstw była w jego domu interwencja milicji, więc nie był on mordercą wszystkich ofiar już choćby z tego prostego faktu.
Tak , bodajże jeden z prokuratorów wspomina o tym w swoich wspomnieniach dotyczących procesu Marchwickiego. Musiałbym poszukać w notatkach, kto konkretnie, W wspomnieniach, albo w wywiadzie dla gazety.
W dokumencie tym - tu odnoszę się do Rittnera - wychodzi na jaw, że rzekomo napisany przez niego samego w więzieniu pamiętnik Marchwickiego został sfingowany. Do jego napisania przyznaje się współwięzień siędzący w celi z Marchwickim i dodaje że został do tego niejako przymuszony przez władze