Całkiem udana adaptacja. Mam takie poczucie pewnie dlatego, że spodziewałem się totalnego dna. Miałem założenie, że film będzie absolutna kopią włoskiego oryginału, ale doposażoną w jakieś polskie niskiej klasy naleciałości. A było nieźle.
Nieźle to nie znaczy perfekcyjnie. Powtarza się problem z pierwowzoru związany z tym, że jakoś mi ciężko sobie wyobrazić, by aż tyle ludzkich spraw rozgrywało się jednego wieczoru na telefonach komórkowych. Nawet jeśli, to jednak oczekiwałbym większej ilości wątków czy tematów pobocznych, tak dla urealnienia. Mam wrażenie, że któryś już raz obserwuję w polskim filmie ostatnich lat promocję marihuany. Ta akurat nie była jakoś szczególnie nieudana czy nachalna.
Wątek homoseksualny, też jakby nadobecny. No i zarzut o "stykaniu się penisami", skądinąd całkiem niekawy, nasuwa na myśl dość istotne zjawisko. Bo przecież nie chodziło w nim o "zarażanie" jak raczyła suponować postać z filmu, a raczej o autentyczną męską przyjaźń w atmosferze szczerości. Szkoda zresztą, że ta sprawa nie znajduje rozwinięcia w żadnym dziele filmowym czy publicystyce, bo wydaje się dość pasjonująca. Autentyczna męska przyjaźń nastolatków czy nawet dorosłych mężczyzn - taka sprzed lat - w dzisiejszym świecie może zwyczajnie nie mieć możliwości zaistnienia. Bo jedni obawiać się będą posądzeń o homoseksualizm, inni zaś w przypływie własnych pozytywnych emocji do przyjaciół mogą doszukiwać się w sobie takich skłonności.
Mam wrażenie, że cholernie ciężko jest kręcić adaptację filmową z uwzględnieniem faktu, że pierzowzór jest popularny. Nie wiem jak odebrałbym ten film nie widziawszy włoskiej wersji. Polscy odtwórcy wybrnęli z wyzwania całkiem poprawnie. Choć ja osobiście usunąłbym z twarzy pani Smutniak tak wyraźny popłoch w momencie rozmowy w obcym języku i nie umieszczałbym w filmie napisów. Puentę pozostawiłbym na koniec, by widz dopiero wówczas mógł poskładać klocki i zdać sobie sprawę, że małżonek rozumiał, iż rozmowa nie miała charakteru czysto zawodowego. Z wątku wuefisty usunąłbym też wypowiedź: "nie chciał byś". Jawiła mi się jako nazbyt dosadnie zdradzająca mającą nadejść katastrofę.
Wolałbym, by film trwał nieco dłużej i by bohaterowie zdołali poruszyć jakiekolwiek pozatelefoniczne wątki. Wprawdzie, by tak ograniczonym scenariuszu odegrali swoje charaktery całkiem sprawnie, ale po prostu mógłbym mieć wówczas wrażenie, że to prawdziwe spotkanie przyjaciół, a nie teatr, w którym każdy musi pociągnąć część wyewokowaną przed własny telefon. Pozostał mi niedosyt, bo widzę wyraźnie, że dało się tu stworzyć coś wyjątkowego.