Nie wiem, co chcieli osiągnąć twórcy tego filmu. Co to ma w ogóle wspólnego z pierwszą i drugą częścią? Co to ma wspólnego z horrorem? Masa krwi to trochę za mało, żeby zrobić wrażenie na widzu. Ta część nie ma za grosz klimatu z poprzednich dwóch. Już sama bezosobowa kamera niszczy specyfikę filmów "Rec". Muzyka też niwelowała każde z trudem wypracowane napięcie. A w momencie, gdy ci "opętani-zarażeni" wciągnęli gościa w zasłony i wypluli tarczę prawie się popłakałam ze śmiechu. To samo, gdy panna młoda chwyciła za piłę mechaniczną i spektakularnie ucięła sobie kawał sukni ślubnej. Tylko po co to zrobiła? I tak reszta sukni plątała jej się między nogami. Ten film, to jakaś porażka. Taki kinder-horror. Dobry dla amerykańskich licealnych cheerleaderek bojących się własnego cienia. Historia miłosna w sam raz dla takiej widowni a i krew da radę taką wystraszyć. Jednak dla kogoś, kto nastawia się na dobrą kontynuację serii "Rec", to będzie zmarnowany czas.