Jak wiadomo, ludzie zawsze lubili dreszczyk emocji. Zaś dreszczyk serwowany niby z rzutu podręcznej kamery był jeszcze bardziej mile widziany, bo niby to mogło zdarzyć się naprawdę. Najbardziej kultowym filmem w tej dziedzinie stał się już i będzie nim niezmiennie "The Blair Witch Project". Hiszpanie poszli po rozum do głowy i zapożyczyli ów wynalazek, aczkolwiek troszkę go ubogacili. A raczej zmienili. Tym razem nie mamy do czynienia z amatorską kamerą, a z reportażem dla TV.
Akcja filmu rozgrywa się dosłownie w przeciągu jednej nocy. Reporterka telewizyjna Angela, w którą wcieliła się Manuela Velasco, ma zamiar nakręcić jedną noc z życia pewnej remizy straży pożarnej. Kiedy dostają wezwanie dzielna reporterka i towarzyszący jej wszędzie operator wraz z swą kamerą docierają do kamienicy. Na miejscu zwykła akcja ratunkowa błyskawicznie przeradza się w dramat, zaś nikt nie ma pojęcia co jest tego przyczyną.
Tak to wygląda z pierwszego rzutu okiem. Nieskomplikowana fabuła, panika, biegający pokrwawieni ludzie i coś na kształt zombie, a raczej zarażonych ludzi. Niby nic nowego, jednak jak się okazało dużo lepszego. Największym atutem "REC" jest użycie zwykłych ludzi do odegrania swoich małych rólek. W całym filmie mamy dosłownie tylko kilkoro zawodowych aktorów. W efekcie dostajemy coś, co rzeczywiście wygląda jak reportaż. Ludzie w kamienicy jąkają się, wstydzą obiektywu kamery, zachowują się naturalnie wobec siebie. Nie ma tam super mięśniaków o gładko wygolonych twarzach czy pięknych, skąpo ubranych modelek. Dodawszy do tego często nieostre zdjęcia z kamery, sporo chaosu w obiektywie czy filmowanie podłogi, daje nam to całkiem miły obraz reportażu, którego pierwotny plan kompletnie runął i operator kręci wszystko, co uzna za ciekawe. Wszystko to składa się na naprawdę dobry klimat, który ciągnie się niemal przez cały film.
Niestety "REC" posiada też kilka mocnych przywar. Pierwszą z nich jest to, iż w całym obrazie jest mało, wręcz jak na lekarstwo, scen które naprawdę mogą przerazić. Mnie osobiście tylko trzy sceny wyrwały z fotela, choć przyznam, że były świetne. Jednak jak na film trwający nieco ponad godzinkę, jest to wada potężna. Kolejnym mocnym minusem jest bardzo nudny początek oraz potem niemal błyskawiczne przerobienie filmu na czysty zombie movie. Czasem miało się wrażenie, że na ekranie leci krzyżówka "28 dni później" z "Nocą żywych trupów". Przez pierwsze piętnaście minut nic się kompletnie nie dzieje, zaś potem mamy chwilę ciekawej akcji i trach, zombiaki ganiają za przerażonymi ludzikami, aż do końca. Można to było lepiej obmyślić. Kolejną wadą, dla mnie osobiście, było mocno oklepane zakończenie. W sumie cały film jest potwornie przewidywalny, mnie jakoś nic nie zaskoczyło. Brak tam skomplikowania czy nawet jakiś zwrotów akcji, od razu wiadomo co czeka naszych bohaterów bez większych domysłów.
Mimo to film ogląda się przyjemnie, o ile ktoś lubi tego rodzaju zombie movie. Mi wystarczyło zobaczyć go raz, jednak nie żałuję czasu jaki mu poświęciłem.