czyli Rosjanin kontra państwo, a raczej i kraj/naród, bo mocno obrywa się postsowieckiemu społeczeństwu, co unaocznia (tym, którzy tego nie zauważyli w trakcie seansu) zwłaszcza oniryczna końcówka, trochę a'la Kabaret Olgi Lipińskiej - może zbyt przydługawa, ale jakżeż brutalna w swym finale. Jeżeli ktoś uważa, że Smarzowski wali widza pięścią w ryj, to Łoźnica nie bawi się w takie subtelności, leje szpadlem na odlew.
Ci, którzy powinni obejrzeć ten film i go zrozumieć nigdy w życiu nie pójdą na taki seans. A ci nieliczni, którzy film widzieli, wiedzą doskonale jak wygląda otaczający ich świat więc nic odkrywczego w nim nie zobaczyli. Lubię ciężkie rosyjskie kino ale ten film uważam za bardzo słabą pozycję. Niemalże amatorszczyznę.