Mam mieszane odczucia. Z jednej strony jest dość oryginalnie pod kątem tematyki i połączenia jej z formą paradokumentu. Z drugiej… użycie paradokumentu nie miało tu dla mnie uzasadnienia. Na ogół taka forma ma za zadanie historię jeszcze bardziej uwiarygodnić – spowodować, że widz poczuje się jakby był w centrum wydarzeń i przez to jeszcze bardziej poczuć tę gęsią skórkę. Tutaj akurat historia o trollach opowiedziana w taki sposób, gdzie jest sporo humoru, absurdu i pewnego luzu, powoduje, że ta „trzęsąca kamera” nagle traci swój cel, a przez to momentami odbiera frajdę. Totalnie nie przekonali mnie bohaterowie i ich gra aktorska. Historia przez długi czas nie porusza się do przodu. Gdzieś w połowie docieramy do momentu, gdy bohaterowie udają się na coraz to kolejne wycieczki krajoznawcze (widoczki, przyznam, przednie), ale akcja nie nabiera rozpędu, a scenariusz w żaden sposób się nie rozpędza. I tak tkwimy aż do zakończenia filmu, gdzie faktycznie coś się dzieje.
Ale cóż… z tego, co czytam, ludzi to porwało i w porządku. Do mnie na ogół też trafiają tego typu skandynawskie produkcje. Niestety tej do nich nie zaliczę.