PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=597615}

Łowca trolli

Trolljegeren
2010
6,1 19 tys. ocen
6,1 10 1 18943
6,8 13 krytyków
Łowca trolli
powrót do forum filmu Łowca trolli

TROLLOLO

ocenił(a) film na 8

Wysypało się ostatnio tych filmów „First Person Perspective”, oj wysypało. Niegdyś światem kinematografii zawojowało przebojowe, acz niskobudżetowe „Blair Witch Project”, później zaczęły napływać kolejne produkcje kręcone „z ręki”. „Projekt: Monster”, „Kroniki żywych trupów”, „REC”, „Paranormal Activity” – wymieniać można bez końca. Jak pewnie zauważyliście, są to w zasadzie same horrory oraz dreszczowce i aż dziw bierze, że jeszcze nikt nie pokusił się na podobną technikę przy komedii kumpelskiej, czy filmie wojennym. No, ale pożyjemy, zobaczymy. Tymczasem do naszych kin, niczym niespodziewany gość na Wigilię, wbił się „Łowca trolli”, norweska wariacja na temat obrazów FPP, tym razem traktująca o… łowcach trolli. Dobra, tytuł być może ma średnio innowacyjny, ale za to w pełni oddający istotę obrazu, pod który go przypisano. Otóż jego twórcy wpadli na szaloną ideę, by w konwencji dokumentu rejestrowanego cyfrówką nagrać heroiczną wyprawę grupki młodocianych norweskich poszukiwaczy przygód, którzy pierwotnie obrali sobie za cel dorwanie kłusownika bezpardonowo grasującego po tamtejszych lasach, lecz wskutek nieoczekiwanego obrotu wydarzeń napotykają legendarne, potężne i wkurzone jak nigdy trolle. Spokojnie, moi mili, nie przełączajcie się w popłochu na inną stronkę, bo film o którym piszę sam w sobie jest o wiele dojrzalszy, niż jego prozaiczny opis. Udało mi się go capnąć jeszcze przed wakacjami, więc miałem sporo czasu na przemyślenia, a niedawna premiera w naszym kraju tylko zmobilizowała mnie do odświeżenia sobie tejże produkcji i skrobnięcia recenzji. A zatem – czy warto odejść od żłoba?


NICZYM FILIP Z KONPI
Wielu z Was zapewne uśmiecha się z przekąsem, bo wraz z upływem czasu i nadejściem nowych slangów pewne słowa zmieniają znaczenie, przez co niektórzy mogą wyobrażać sobie „łowcę trolli” jako uzbrojonego po zęby psychopatę, który biega od domu do domu zabijając otyłych gimnazjalistów zawzięcie spamujących na forach (albo blogach filmowych!). Śpieszę z wyjaśnieniami, że tym razem chodzi jednak o te „prawdziwe” trolle, które mieszkają na skandynawskich ziemiach, tłuką w bydło oraz turystów olbrzymimi maczugami, a nawet lekka opalenizna zamienia je w kamień. Nie śmiać się, nie śmiać, bo stwory te są obecne w kulturze nordyckiej od zarania dziejów, a spora część tamtejszej ludności do dziś w nie wierzy! Oni mają trolle, amerykanie duchy, a my… cóż, my mamy Babę Jagę. Cholercia, fajnie by było zobaczyć polskie „Blair Witch” z drechami atakującymi kijami baseballowymi domek z piernika na kurzej nóżce…

Ok, marzenia na bok, skupmy się na tym, co mamy. A mamy wiele, bo jeśli myślicie, że skończy się na zaledwie jednym stworku, którego główny bohater sfilmuje podczas kąpieli w strumyczku, po czym odjedzie w popłochu, by zasilić YouTube kolejnym wątpliwej jakości filmikiem, muszę Was pozytywnie rozczarować – poczwar Ci w Norwegii dostatek, a polowaniom nie ma końca. Pewnie, że Pokemony wciąż są niedoścignione pod względem liczebności (a z roku na rok tylko ich przybywa) ale w tym przypadku liczy się jakość, a nie ilość, tak więc powodów do płaczu nie ma. Chyba, że oczekujesz jakiejś większej logiki w fabule, bo wtedy to i wiadro Ci na łzy nie wystarczy.


CUTE SHIT
Szpiegując perfidnie Hansa kłusownika, nasi bohaterowie odkrywają niesłychaną prawdę na temat legendarnych stworów zamieszkujących ich ukochaną ojczyznę. Od wielu lat istnieje organizacja Troll Security Service, zajmująca się polowaniem na te niezbyt szlachetne i tępe stworzenia, które swą głupotę nadrabiają obfitymi rozmiarami oraz siłą. W gruncie rzeczy są to po prostu szkodniki, a ich działania nie pozwalają być wobec nich obojętnym – trza dziadostwo wytępić, a Hans zna się na tym, jak mało kto. Halogeny, materiały wybuchowe, światło słoneczne – jest sposób na każdego dziwotwora, więc jeśli ktoś jest zwinny, mało płochliwy i ma ochotę ponaku*wiać trolle, droga wolna. Nie liczcie jednak na gumowe smoki rodem z Wiedźmina, czy statystów poginających w kartonowych wdziankach, bo graficy komputerowi odwalili tu kawał naprawdę porządnej roboty, a ich monstra potrafią przykuć wzrok, przerazić, a nawet zaprzeć dech w piersiach (kilkudziesięciometrowy kolos prujący ponad zaśnieżonymi drogami robi wrażenie – tak, to ten przystojniak z plakatu). Przy tegorocznym „Cosiu” miałem odruch wymiotny za każdym razem, gdy jakieś cyfrowe paskudztwo wskoczyło mi w kadr… i bynajmniej nie chodzi mi o hafty ze strachu. A tutaj potworki są i paskudne, i zarazem prześlicznie wykonane. Da się? Da.


CZY TROLL TEŻ MA WARSTWY?
„Trolljegeren” być może nie porywa od pierwszych minut projekcji, ale gdy już pojawi się pierwszy gość specjalny, człowiek czuje się niczym widz jakiegoś spaczonego epizodu „Z kamerą wśród zwierząt”. Pewnie, że bez sensu jest motyw stworów wielkich niczym wieżowce, których nikt nigdy nie zauważył. No jasne, że naciąganym jest przypadek agencji wątpliwej inteligencji zajmującej się poskramianiem tych przebrzydłych bydląt, która ot tak pozwala grupce smarkaczy rejestrować ich obrządki na taśmie (a przynajmniej do pewnego czasu). Ale co z tego, skoro ubaw jaki wynika z seansu jest wręcz niesamowity! Choć czemu aktor grający tutaj Polaka ma akcent niczym Borat i mówi jakieś niezrozumiałe dla nas formułki, Shrek tylko raczy wiedzieć. Aj, sorki – przecież to ogr :/

Ps: Wiecie, że trolle nienawidzą Chrześcijan, traktując ich niczym chodzące soczki w skórzanym worku? Gdyby tylko wiedział o nich Neron, „Quo Vadis” wyglądałoby zupełnie inaczej… i w większości rozgrywałoby się w nocy :P
-------------------------------------------------------------------------------- ----------------------------

+ tego jeszcze nie było, świetne efekty specjalne oraz modele tytułowych przyjemniaczków, w pewnym momencie wciąga na dobre i nie popuszcza, skandynawskie widoczki jak z pocztówki

- długo się rozkręca, mocno umowna logika, Polak-nie-Polak (ten typek od niedźwiedzia)


Ocena: 78/100


Słów kilka: Chory, ale jakże wesolutki film, który udowadnia, że metoda nagrywania kamerą z ręki jeszcze może nas czymś zaskoczyć. Dawać sequel! Nie, amerykańce, nie remake! Do Norwegów mówię, sequel prosimy!
===============
cinemacabra.blog.onet.pl