"Łzy słońca" to kolejny już film reżysera o imieniu i nazwisku Antoine Fuqua. Facet ewidentnie gra w warcaby. Raz mu wychodzi ("Dzień próby" i podobno "Strzelec"), ale równie często ma też spektakularne wpadki ("Król Artur i właśnie omawiane "Łzy słońca"). Wszystkie znaki na niebie wskazywały, iż będzie to solidna produkcja: Bruce Willis ponownie w roli bohatera, piękna Monica Bellucci u jego boku, konflikt zbrojeniowy w Nigerii i ciekawy plakat - to miało zachęcić widzów ...no i zachęciło. Wiedziałem, że nie będzie to jakiś przełom w filmach akcji, ale takiego dna chyba nikt się nie spodziewał. Nie przepadam za takim kinem, ale to już jest lekka przesada. Zawsze myślałem, że tylko "Amerykański Ninja" i kino z Seagalem to najbardziej naładowane schematami filmy, ale widzę, że spokojnie można ustawić tam obraz Fuqua z 2003 roku. Tego praktycznie nie da się oglądać. Ratowanie świata zostało tutaj wyolbrzymione do granic możliwości, a sam bohater to już chyba nie te lata, co Bruce? Piękna pani Bellucci jak zwykle wnosi troszku ciepła do każdego filmu, tak też jest w "Łzach słońca". Coś to zasługuje na uznanie to na pewno muzyka, która nie przeszkadza w oglądaniu, jak ma to często miejsce w kinie akcji. No co tu jeszcze powiedzieć ...lipa i tyle. Zawiodłem się na całej linii. Miejmy nadzieję, że wychwalany przez wszystkich "Strzelec" będzie produkcją solidną. Oby!
"Łzy słońca" - popłynęły przez Afrykę, no i co z tego ...3/10